Co najmniej do końca marca potrwa prokuratorskie śledztwo dotyczące pożaru w koszalińskim escape roomie. Sąd przedłużył już o 3 miesiące areszt właścicielowi pokoju zagadek, właśnie trafił tam wniosek o przedłużenie aresztu pracownikowi obiektu. Dziś mija rok od tragedii, w której życie straciło 5 nastolatek.

Do tragedii doszło 4 stycznia ubiegłego roku. Tuż po godzinie 17:00 straż pożarna dostała zgłoszenie o pożarze w budynku przy ul. Piłsudskiego w Koszalinie. Po ugaszeniu ognia w zamkniętym pokoju strażacy odnaleźli ciała pięciu 15-letnich dziewcząt. W escape roomie świętowały urodziny jednej z nich. Gdy wybuchł pożar były zamknięte w pokoju, zginęły od dymu i tlenku węgla.

Już na początku śledztwa zatrzymany został Miłosz S., który zaprojektował i zorganizował koszaliński escape room. Usłyszał zarzuty umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa pożaru i nieumyślnego spowodowania śmierci nastolatek.

W październiku zatrzymane zostały 3 kolejne osoby. Wśród nich Radosław D., pracownik pokoju zagadek. Mężczyzna początkowo zeznawał, że próbował ratować uwięzione nastolatki, ale uniemożliwiła mu to ściana ognia. Z poparzeniami trafił do szpitala.

Po analizie przeprowadzonej przez biegłych, śledczy dopatrzyli się jednak nieścisłości w tych zeznaniach i doszli do wniosku, że mężczyzny nie było w budynku, gdy wybuchł pożar.

Te same zarzuty co Miłosz S. i Radosław D. usłyszały też dwie kobiety. Jedna jest babką, a druga matką właściciela escape roomu. Na jedną była zarejestrowana działalność gospodarcza, druga pomagała prowadzić escape room. Sąd zastosował wobec kobiet poręczenie majątkowe.

Wszystkim grozi 8 lat więzienia. Nikt nie przyznał się do winy, do tej pory wszyscy odmawiają składania wyjaśnień.

Według wstępnych ustaleń prokuratury, przyczyną pożaru był ulatniający się z butli gaz (butle zasilały piecyki w budynku).

Opracowanie: