"Kaczyński skarży się na niemiecką dominację", "Kaczyński ostrzega przed zbliżeniem do Niemiec", "Kaczyński podgrzewa nastroje przeciwko Niemcom". Wypowiedź premiera, w której zarzuca PO zbytnią uległość wobec Niemiec, wywołała burzę komentarzy za Odrą.

W wywiadzie dla tygodnika "Wprost" Jarosław Kaczyński powiedział, że wygrana Platformy będzie oznaczać zmianę polskiej polityki zagranicznej. Będzie to odwrót od naszej twardej polityki, zwłaszcza budowy partnerskich relacji z Berlinem. Platforma jest za bardzo uzależniona od Niemców, twierdzi Jarosław Kaczyński.

Co skłoniło premiera do takiej wypowiedzi? To zaproszenie dla Tuska do poważnej przedwyborczej debaty, czy powrót do sprawdzonej socjotechniki? Odpowiedzi na te pytania szukał reporter RMF FM, Mariusz Piekarski.

Wygląda na to, że znów opłaca się grać na antyniemieckiej nucie, gdyż w stosunkach polsko– niemieckich nie zdarzyło się nic tak wielkiego, by na początku zdominowało to kampanię. Nic poza zjazdem ziomkostw niemieckich, ale w tej sprawie to raczej MSZ powinien zabrać głos, a nie opozycja.

Słowa premiera to powrót do sprawdzonych metod. Tusk z dziadkiem w Wehrmachcie prezydentem nie został. Teraz premier straszy uległością PO w stosunku do Berlina i jasno wskazuje na proniemieckie gniazdo w Platformie. To Gdańsk i Tusk. Czy to przypadek, że premier nastawia antyniemiecki celownik na Tuska w sytuacji gdy ma się z nim zetrzeć w bezpośredniej wyborczej bitwie w stolicy?

Ale ta niemiecka nuta na początku kampanii ma też drugi cel: Kaczyński znów puszcza oko do elektoratu spod znaku Radia Maryja, który jest bardzo czuły na tym punkcie. Mówi jasno: tylko my gramy twardo z Niemcami. I w ten sposób na niemieckim ogniu PiS chce upiec aż dwie pieczenie.