Kryzys – to słowo, które nie schodzi ostatnio z ust. Udało nam się znaleźć dziedzinę, której kryzys nie dotknął tak boleśnie jak innych. Polska kinematografia ma się całkiem dobrze...

Wielki kryzys z lat 30., jak się później okazało, bardzo pozytywnie wpłynął na liczbę widzów w kinach. Szansa, że i u nas też tak będzie jest bardzo duża. Na razie kryzysu w filmie nie widać i paradoksalnie - może on być dla nas dużą szansą. Ten kurs dolara i euro sprawił, że Polska stała się dużo atrakcyjniejsza, jeżeli chodzi o produkcję filmową na naszym terenie, z udziałem naszych firm, niż jeszcze rok temu - mówi Agnieszka Odorowicz, szefowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Podkreśla jednocześnie, że proces przygotowania filmów trwa dłużej niż rok i w przyszłości mogą pojawić się kłopoty z utrzymaniem dotychczasowej liczby produkowanych w naszym kraju filmów.

Jeśli zaś chodzi o frekwencję w kinach, to tutaj nie żadnego załamania: Mało tego, widzimy znowu szanse w tym roku na kolejnych rekord na polskich filmach, co nas bardzo cieszy.

Dla przykładu - film "Popiełuszko" przez pierwszy weekend zobaczyło już ponad 150 tysięcy widzów, "Włatców móch" obejrzało już pond 300 tysięcy. A do wejścia szykuje się przecież kolejny frekwencyjny hit. W piątek do kin trafi film, którego tytuł jest chyba najlepszą receptą na ogólny kryzys - "Kochaj i tańcz".