Opozycyjny kandydat na prezydenta Białorusi, Aleksander Milinkiewicz wystąpił przed posłami w polskim Sejmie. Zaproszenie Milinkiewicza ma pokazać, że Polska jako wolny kraj nie godzi się na to, co dzieje się na Białorusi – mówił marszałek Marek Jurek.

Kampania wyborcza na Białorusi to przykład bardzo specyficznej walki wyborczej, gdzie obecna władza nie dopuszcza do siebie myśli o przegranej. Robi wszystko, aby wyeliminować przeciwników jeszcze przed wyborami. I na to Polska jako wolny kraj nie może się zgodzić: Mają kłopoty z komunikacją z własnym społeczeństwem, z kontaktami z mediami w swoim kraju. Tym bardziej my powinniśmy stwarzać warunki, aby ten głos wolnej Białorusi mógł rozlegać się w Polsce - mówił Marek Jurek.

Ludzie wyjdą na ulice nie po kawałek chleba, ale po to aby bronić swojego honoru i godności - mówił do polskich posłów Milinkiewicz. Po wystąpieniu posłowie zgotowali Milinkiewiczowi owację na stojąco. Ktoś rozwinął nawet czerwono-białą flagę niepodległej Białorusi.

Wizyta opozycyjnego kandydata do białoruskiej prezydentury z pewnością rozsierdzi reżim Łukaszenki i nie wpłynie pozytywnie na lodowate niemal stosunki między Warszawą a Mińskiem. W świat poszedł jednak sygnał, że w tych kontaktach Łukaszenka nie jest dla Polski partnerem. Były polski dyplomata w Mińsku twierdzi, że tak naprawdę nie mamy nic do stracenia, bo stosunki polsko-białoruskie na poziomie władz nie mogą być już gorsze. - Z reżimem Aleksandra Łukaszenki nie da się ułożyć dobrych stosunków ani krótkoterminowych, ani długoterminowych - tłumaczy Marek Bućko.

Eksperci są pewni, że na Białorusi w pewnym momencie dojdzie do zmian i przejścia w stronę demokracji. W związku z tym należy już teraz wspierać opozycję. - Nadzieją na przyjazne relacje polsko-białoruskie jest wyłącznie zwycięstwo demokracji na Białorusi - mówi Donald Tusk. Polskie wsparcie nie może także zaszkodzić samemu Milinkiewiczowi, ponieważ – jak sam mówi – w propagandzie od dawna jest polskim szpiegiem.

I ta wizja raczej się nie zmieni. Reżim niepokoi bowiem 24-procentowe poparcie dla opozycyjnego kandydata. W Mińsku natomiast sondaże dają mu tyle samo głosów, co obecnemu prezydentowi.