Polscy przedsiębiorcy wolą odprawiać towary w Hamburgu niż na przykład w Gdyni z powodu absurdalnych krajowych przepisów. Chodzi przede wszystkim o VAT. W Polsce podatek trzeba zapłacić z góry, natychmiast przy odprawie. W Niemczech zostaje zawieszony i można się z niego rozliczyć po kilku tygodniach, składając odpowiednią deklarację.

Polskie ministerstwo chce jak najszybciej ściągnąć pieniądze do państwowej kasy. Zapomina jednak o tym, że przedsiębiorcy muszą zapłacić jeszcze cło, a część owego cła należy się krajowi, w którym odbywa się odprawa, czyli Niemcom. Sytuacja jest więc taka, że jak mówi Artur Jadeszko, polskie władze, chcąc jak najszybciej zarobić złotówkę, tracą dwa złote.

Nasi przedsiębiorcy zaczynają coraz bardziej wspierać budżet niemiecki zamiast polski, ale to na wyraźne życzenie naszych władz ustawodawczych. Niemcy są szczęśliwi, dziękują, życzą sobie, żeby jak najdłużej nikt się nie zorientował, że tutaj jest taki myk finansowy - mówi Jadeszko.

Ministerstwo jest zaskoczone problemem i przygotowuje jakąś odpowiedź.