Policja szuka świadków tragicznego wypadku na strzeżonym przejeździe kolejowym w Kozerkach koło Grodziska Mazowieckiego. W poniedziałek w zmiażdżonym samochodzie zginęła 36-letnia kobieta. Jej dwie córki walczą o życie w warszawskich szpitalach. Samochód wjechał na tory przy otwartych zaporach. Na razie nie wiadomo dlaczego.

Na razie wiadomo, że dróżnik, który był w pracy był trzeźwy. Miał wszystkie niezbędne kwalifikacje, przeszedł wymagane szkolenia, miał ważne badania - powiedział prokurator Dariusz Ślepokura. Postępowanie w sprawie tragedii prowadzi Prokuratura Rejonowa w Grodzisku Mazowieckim. De facto śledztwo jest już prowadzone, choć formalna decyzja o jego wszczęciu zapadnie we wtorek - dodał rzecznik prokuratury.

W poniedziałek przez kilka godzin w miejscu, gdzie doszło do wypadku, prowadzone były oględziny z udziałem biegłego. Zapory najprawdopodobniej były sprawne. Dróżnik zostanie przesłuchany przez policję. Ustalamy,  dlaczego zapory nie zostały zamknięte - tłumaczy prok. Ślepokura. W momencie kiedy doszło do tragedii na przejeździe była gęsta mgła. Zabezpieczono wszystkie materiały, które pozwolą wyjaśnić przyczyny wypadku.
 

Ranna w wypadku dziewięciolatka została przewieziona do szpitala dziecięcego przy ul. Niekłańskiej. Dziewczynka jest w stanie śpiączki farmakologicznej, przebywa na oddziale intensywnej terapii, oddycha przez respirator. Druga, dwuletnia dziewczynka jest w Centrum Zdrowia Dziecka w stanie stabilnym - informują lekarze.

Dopóki policja, prokuratura i komisja badająca przyczyny wypadku nie zakończą prac, nie można spekulować, kto zawinił: człowiek czy technika - podkreślają śledczy. Przejazd, na którym doszło do wypadku, miał najwyższą możliwą kategorię bezpieczeństwa - tzw. kategorię A, co oznacza, że były na nim rogatki, a ruchem sterował dróżnik.