Ministerstwo Zdrowia chce ograniczyć powstawanie nowych aptek. Zdaniem wiceministra Bolesława Piechy wystarczy jedna apteka na 4 tysiące osób, dodatkowo w odległości co najmniej 3 kilometrów od siebie.

Wydaje się, że im więcej aptek tym tańsze leki. Teoretycznie ministerstwu na tym zależy, ale jak mówi minister Piecha rynek leków to nie rynek butów czy elektroniki i handlowanie lakami nie może podlegać dzikiej konkurencji.

Jak dodaje, apteki traktują ludzi nie jak pacjentów, ale jak zwykłych klientów. Dochodzi do sytuacji patologicznych. Apteki rozdają leki niemal za darmo, byle tylko uzyskać państwowe pieniądze z refundacji leków. Promocje, reklamy, wycieczki, samochody czy wreszcie płacenie pacjentom za to, że zrealizują – nie tylko nie płacąc za lek – receptę, to jest robione na koszt finansów publicznych - mówi Bolesław Piecha.

Wiceminister przekonuje, że koncesjonowanie aptek funkcjonuje w wielu krajach Unii. Zapewnia też, że mniej aptek wcale nie będzie oznaczać gorszej dostępności do leków czy wyższych cen. Nie sądzę, że potrzebujemy apteki za każdym rogiem. Wiele leków, które są sprzedawane bez recepty jest dostępnych w sklepie, hipermarkecie, w kiosku ruchu - dodaje Piecha. Projekt Piechy na razie jest na etapie międzyresortowych negocjacji. Klientom pomysł wiceministra nie bardzo się podoba:

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem Ministerstwa Zdrowia - nowe przepisy dotyczące aptek wejdą w życie w połowie przyszłego roku.

Pomysł ministra nie podoba się opozycji. Ewa Kopacz z PO, szefowa sejmowej komisji zdrowia, nie rozumie, dlaczego resort chce narzucać Polakom ile i gdzie mają kupować leki. To jest działanie na szkodę ewidentnie chorych pacjentów i niepełnosprawnych - stwierdziła Kopacz.