Na 30 listopada sejmowa komisja śledcza ds. PKN Orlen wyznaczyła przesłuchanie Jana Kulczyka. Na wczorajsze posiedzenie przeszedł jego pełnomocnik, biznesmen podobno jest chory i przebywa w Londynie.

Sytuacja w Sali Kolumnowej od początku posiedzenia była bardzo nerwowa. Zamiast Jana Kulczyka w Sejmie pojawił się jego pełnomocnik prof. Jan Widacki.

Najpierw okazało się, że pełnomocnictwo dla mecenasa zostało ustanowione jeszcze przed wezwaniem Kulczyka na świadka - a więc może być uznane za nieważne.

Widacki bronił się, że otrzymał i podpisał dokumenty już po wezwaniu poznańskiego biznesmena przez komisję. W końcu sama komisja przegłosowała, że prof. Widackiego można potraktować jako pełnomocnika Jana Kulczyka.

Pełnomocnik najbogatszego Polaka wygłosił oświadczenie w imieniu swojego klienta. Okazało się m.in., że Jan Kulczyk leciał do Polski, by stanąć przed komisją. Jednak w czasie międzylądowania w Londynie stan jego zdrowia gwałtownie się pogorszył. (Zdaniem ekspertów komisji, dokument dt. pobytu Kulczyka w londyńskim szpitalu jest jedynie informacją, że został on przyjęty na badania. Nie ma w nim mowy ani o rozpoznaniu choroby, ani o stanie zdrowia Kulczyka.)

W dalszej części swego oświadczenia Kulczyk napisał, że w obawie o swoje bezpieczeństwo chce, aby przesłuchanie odbyło się w Londynie lub gdzie indziej za granicą.

Jeden z członków komisji śledczej poseł Zbigniew Wassermann ostrzegał mnie za pośrednictwem mediów, że on na moim miejscu, by nie wracał - wyjaśniał dalej Jan Kulczyk. Wokół mojej osoby rozpętano bezprzykładną, pełną pomówień i insynuacji kampanię oszczerstw i podejrzeń.

Poseł Wassermann, oburzony zarzutami Kulczyka, tak tłumaczył swoją wypowiedź: To była taka ironiczna prowokacja: niech wróci, niech pan godność, niech pan ma stanie przed polskim Sejmem i niech pan powie, że jest niewinny. Ale do tego trzeba odwagi, odwagi cywilnej, nie odwagi przed groźbą.

Poważne oskarżenia padły także pod adresem najbardziej zaciekłego członka komisji Romana Giertycha. Wg Widackiego, poseł LPR miał zaproponować Kulczykowi układ – jeśli pogrąży prezydenta Kwaśniewskiego, wówczas sam się wybroni. Nigdy na nikogo nie wywierałem nacisków, które miałyby charakter bezprawny - broni się Giertych.

Na koniec pełnomocnik Kulczyka złożył wniosek o wyłączenie z komisji 3 posłów – Miodowicza, Wassermanna i Giertycha. Wniosek został jednak odrzucony przez sejmowych śledczych.

Posłuchaj relacji reporterów RMF Beaty Lubeckiej i Przemysława Marca:

Jednocześnie komisja wyznaczyła kolejny termin przesłuchania Jana Kulczyka. Najbogatszy Polak ma się stawić 30 listopada. Komisja zdecydowała także, że zwróci się do prokuratora generalnego o zapewnienie Kulczykowi wszelkich środków bezpieczeństwa podczas przesłuchania. Ponadto do 16 października Jan Kulczyk ma uzupełnić dokumenty usprawiedliwiające jego wczorajszą nieobecność.

Jeśli Kulczyk udowodni, że jest chory, komisja może przesłuchać go za granicą albo za pośrednictwem łączy video – mówi RMF prawnik profesor Janusz Kochanowski. Jeśli najbogatszy Polak nie usprawiedliwi jednak swojej nieobecności, wówczas można go ukarać.

Karą grzywny - to w tym wypadku śmieszne - która nie może przekroczyć minimalnego wynagrodzenia. Dalej może doprowadzić świadka pod przymusem. Wreszcie, kiedy uporczywie będzie się uchylał, może wymierzyć karę porządkowa – aresztu do 30 dni.

Wg publicysty Bronisława Wildsteina dzisiejsze niestawienie się przed komisją Jana Kulczyka dowodzi, że najbogatszy Polak wykręca się od zeznań. A może – dodaje – Kulczyk mówi pośrednio w ten sposób, że obawia się o swoje życie, bo grożą mu osoby, które sprawują władzę w tej chwili w Polsce.

Polski biznesmen dał śledczym po nosie - pisze brytyjski dziennik „The Financial Times”, referując przesłuchania przed komisją. W artykule cytowane są też nowe wypowiedzi Jana Kulczyka z Kliniki Harley Street. Pan Kulczyk powiedział „Financial Times”, że ma kłopoty z sercem. Jedynie to powstrzymało go przed przylotem do Polski na przesłuchanie - pisze brytyjska gazeta. Kulczyk zapewnił, że pojawi się przed komisją 30 listopada, jeśli pozwolą mu na to lekarze.