Pełnomocnik rodziny Kaczyńskich złoży zażalenie na decyzję prokuratorów, którzy odmówili wszczęcia śledztwa ws. korzystania z telefonu Lecha Kaczyńskiego tuż po katastrofie smoleńskiej. Jak dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada, śledczy potraktowali łączenie się z prezydencką pocztą głosową jak drobną kradzież.

Na razie mecenas Rafał Rogalski wystąpi o przesłanie przez prokuraturę uzasadnienia decyzji śledczych. Już jednak zapowiedział, że przygotowuje zażalenie, bo niepodjęcie tego śledztwa jest dla niego całkowicie niezrozumiałe. Z pewnością możemy mówić o tym, że osoba nieuprawniona zapoznawała się z zawartością poczty głosowej w sposób zupełnie nieuprawniony - mówi Rogalski.

Dostęp do poczty może mieć tylko właściciel telefonu lub - po jego śmierci - osoby uprawnione, czyli najbliżsi.

Mecenas Rogalski dodaje, że widział prezydencki telefon po tym, jak Rosjanie przysłali go do Polski. Karta SIM nie była uszkodzona, nie była też złamana, ani spalona - mówi. Według prawnika, można z niej było korzystać po przełożeniu do innego aparatu.

Sprawdzanie prezydenckiej poczty jako drobna kradzież

Do uzasadnienia decyzji prokuratorów o odmowie wszczęcia śledztwa ws. prezydenckiego telefonu dotarł reporter RMF FM Krzysztof Zasada. Jak się okazuje, cywilni śledczy potraktowali sprawdzanie poczty głosowej jak drobną kradzież. Wcześniej sprawę identycznie zakwalifikowali wojskowi prokuratorzy prowadzący śledztwo smoleńskie i to oni zlecili cywilnej prokuraturze zbadanie, czy doszło do kradzieży impulsów.

Według śledczych z warszawskiej prokuratury okręgowej, nikt potajemnie nie podłączał się do sieci z telefonu prezydenta i nie dzwonił na cudzy koszt. Prokurator stwierdził wprawdzie w uzasadnieniu, że incydent można było traktować także jako wykradzenie informacji, ale nie mógł wszcząć śledztwa w tej sprawie. Po pierwsze, nie było takiego zlecenia od wojskowych prokuratorów. Po drugie, nie było wniosku od pokrzywdzonego - w tym przypadku Kancelarii Prezydenta.

Dzwonienie z cudzego telefonu na pocztą głosową bez wiedzy właściciela - co opisano w uzasadnieniu - mogłoby być potraktowane jedynie jako szalbierstwo, czyli korzystanie z usług na cudzy koszt, a to zaledwie wykroczenie, przy którym nie można wszcząć śledztwa. Prokuratura policzyła też, że za łączenia z Rosji z pocztą głosową Kancelaria Prezydenta zapłaci 12 złotych i 6 groszy.

Manipulacje przy poczcie głosowej tuż po katastrofie

O tym, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ustaliła, że po katastrofie smoleńskiej odsłuchiwano pocztę głosową w telefonie prezydenta, doniósł w sobotę "Nasz Dziennik". Z informacji podanych przez gazetę wynikało, że aparat należący do Lecha Kaczyńskiego uruchamiano tuż po katastrofie kilkukrotnie - 10 kwietnia o godzinie 10:46 i dzień później o godzinie 12:40 i 16:20.