Ministerstwo Infrastruktury przygotowało reformę, która diametralnie zmieni zasady przeprowadzania badań technicznych pojazdów. Kierowców czekają m.in. wyższe opłaty i surowsze procedury. Nowe przepisy budzą kontrowersje - zarówno ze względu na koszty, jak i zmiany proceduralne.
- Koszt badania technicznego ma wzrosnąć nawet do 130 zł, a w kolejnych latach będzie corocznie waloryzowany w oparciu o średnie wynagrodzenie.
- Każde badanie będzie musiało być dokumentowane zdjęciami pojazdu przesyłanymi do bazy CEP.
- Koniec "przeglądów na papierze" - nie będzie można już podbić pieczątki bez fizycznego przeglądu.
- Badanie wykonane po terminie może kosztować nawet 400 zł, w zależności od długości opóźnienia.
Obecnie badanie techniczne samochodu osobowego kosztuje 98 zł, pojazdu z instalacją LPG - 162 zł. Te stawki obowiązują niezmiennie od 2004 roku. W przypadku motocykla kierowcy płacą 62 zł, a ciężarówki - 153 zł. Przedsiębiorcy prowadzący Stacje Kontroli Pojazdów (SKP) od lat alarmują, że kwoty te nie pokrywają rosnących kosztów działalności.
Ministerstwo planuje wprowadzenie mechanizmu corocznej waloryzacji opłat, uzależnionego od średniego wynagrodzenia w IV kwartale danego roku. To oznacza, że ceny będą rosły - niezależnie od inflacji.
Diagności i właściciele SKP domagali się wyraźnych podwyżek. Według Jolanty Źródłowskiej, prezes Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów, optymalna stawka to minimum 200 zł za badanie techniczne. Andrzej Dąbrowski ze stowarzyszenia SKP-Wspólny Cel wskazuje nawet na 246 zł jako uczciwą cenę dla obu stron.
Jednak sygnały płynące z resortu infrastruktury wskazują na mniejszy wzrost - o 20-30 proc. Oznaczałoby to nową cenę na poziomie 118-130 zł, znacznie poniżej oczekiwań branży.
Nowe przepisy zakładają obowiązek dokumentacji fotograficznej pojazdu podczas badania. Diagności będą musieli wykonać i przesłać do CEP pięć zdjęć: przód, tył, oba boki pojazdu oraz licznik przebiegu. To koniec z fikcyjnymi przeglądami - bez fizycznej obecności auta w SKP nie będzie możliwości zatwierdzenia badania.
Komisja Europejska zaproponowała wdrożenie cyfrowych dowodów rejestracyjnych oraz świadectw przydatności do ruchu drogowego. Przebieg pojazdu będzie rejestrowany w krajowych bazach danych i dostępny w całej UE - zwłaszcza przy rejestracji auta sprowadzanego z zagranicy.
Reforma szczególnie uderzy we właścicieli pojazdów z silnikiem diesla. Stacje będą musiały wyposażyć się w nowoczesne liczniki cząstek stałych, które zastąpią dotychczasowe dymomierze. Pozwoli to wykryć brak lub uszkodzenie filtra DPF - co automatycznie skutkować będzie negatywnym wynikiem przeglądu. Koszt ponownej instalacji filtra może sięgać kilku tysięcy złotych.
Nowością będzie także wyższa stawka dla samochodów z napędem na cztery koła. Jak tłumaczy wiceminister infrastruktury Stanisław Bukowiec, badanie takich aut wymaga szerszego zakresu kontroli, co uzasadnia wyższą cenę.
Ministerstwo wprowadzi też kary za spóźnienie się na badanie techniczne. Skala sankcji:
- do 7 dni po terminie - opłata wyższa o 100 proc.
- od 8 do 21 dni - 200 proc.
- powyżej 90 dni - aż 300 proc.
Przy dzisiejszych stawkach to odpowiednio: 200, 300 i 400 zł. Wraz z podwyżką cen bazowych kary również wzrosną. Część środków z opłat trafi na cele poprawy bezpieczeństwa w ruchu drogowym, część zasili Transportowy Dozór Techniczny i same stacje diagnostyczne.
Z myślą o kierowcach planowane jest także ułatwienie: przegląd techniczny będzie można wykonać już 30 dni przed terminem, bez utraty ważności. Dzięki temu właściciele aut zyskają większą elastyczność - np. przed wyjazdem zagranicznym.


