W czwartek funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego weszli do prawie pięćdziesięciu firm organizujących gry na automatach i zatrzymali ich dokumenty finansowe. Część akt ma posłużyć w śledztwie prowadzonym przez białostocką prokuraturę. Jednak postępowanie toczy się już niemal półtora roku i wciąż bez większych efektów, a na nielegalnym wykorzystywaniu jednorękich bandytów budżet państwa mógł stracić nawet kilka miliardów złotych.

Zobacz również:

O śledztwie zrobiło się głośno w kwietniu br., gdy policjanci zatrzymali ponad trzysta automatów do gier. Jednak przez ostatnie pół roku prokuratorzy uzyskali eksperckie opinie dotyczące jedynie kilkudziesięciu z tych maszyn. Potwierdziły się podejrzenia, że niezgodnie z przeznaczeniem pozwalały one na grę o wysokie stawki, na czym tracił budżet państwa. Opinii dotyczących pozostałych automatów wciąż nie ma. Zarzuty w sprawie postawiono jak na razie tylko trzem osobom zajmującym się certyfikowaniem urządzeń.

Śledczym do tej pory nie udało się również wyjaśnić sprawy tajemniczego SMS-a, rzekomo ostrzegającego przed kwietniową kontrolą. Jedna z firm zajmujących się automatami do gier miała go rozsyłać do zaprzyjaźnionych spółek. Informacje o tym, że było takie ostrzeżenie, pojawiły się w mediach, ale do dziś prokuratorzy nie są w stanie stwierdzić, czy taki SMS rzeczywiście był wysłany. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Andrzeja Piedziewicza: