Rząd przyjął wczoraj projekt ustawy o Narodowym Funduszu Zdrowia, który w przyszłym roku ma zastąpić 17 kas chorych. I na tym właściwie kończy się reforma służby zdrowia, szumnie zapowiadana przez ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego na początku jego urzędowania.

Długa jest za to lista spraw niezakończonych. Na razie nie ma komputerowego Rejestru Usług Medycznych, dzięki któremu państwo miało oszczędzać miliard złotych rocznie na pedantycznym gromadzeniu informacji o każdej wydanej recepcie czy wizycie u lekarza.

W przyszłym roku nie wejdą też w życie przepisy ustawy o ratownictwie medycznym. Nie będzie również obiecanego podniesienia składki na zdrowie, co miało dać dodatkowo około 800 mln zł. Nie zgodził się na to minister finansów.

Czy pacjenci będą mieli lepiej? Tak, ale nie bardzo wiadomo, na czym ma polegać ta zmiana na lepsze, bo, jak przyznaje sam minister, na życie przeciętnego Polaka dzisiejsza decyzja nie będzie miała większego wpływu: My nie zmieniamy organizacji systemu opieki zdrowotnej, a zmieniamy zasady funkcjonowania płatnika. Nie przekłada się to w żaden sposób na działanie czy na zachowanie się pacjenta w systemie.

Płatnikiem będzie teraz - zamiast kasy chorych - Ministerstwo Zdrowia. Będzie to bogaty płatnik, bo dysponujący 30 mld zł rocznie. Mariusz Łapiński podkreśla jednak, że jego resort będzie rządził pieniędzmi racjonalniej i dlatego ogólnie ma nam być lepiej.

Nie bardzo wierzą w to opozycyjni posłowie z sejmowej komisji zdrowia: Proszę się nie łudzić, tych pieniędzy na pewno nie będzie więcej. (...)Nie wierzę w to - mówi Ewa Kopacz z PO.

Minister Łapiński Harrym Poterem nie jest, nie zaczaruje niczego. Żadnej reformy, żadnego cudu tutaj nie widzę - dodaje Andrzej Cymański z PiS.

Podsumowując szumnie zapowiadaną reformę, można powiedzieć jedno - zmiany będą niewielkie, pieniędzy nie będzie więcej, ale SLD dotrzymało wyborczych obietnic, bo nazwa "kasa chorych" zniknie.

Foto: Archiwum RMF

09:00