Polskie dzieci tyją najszybciej w Europie. Nadwagę ma już 29 procent 11-latków - pisze "Gazeta Wyborcza". Grubsze są tylko dzieci z Grecji, Portugalii, Irlandii i Hiszpanii. Jak zauważa dziennik, za odchudzanie często płacimy tym samym firmom, których produkty nas tuczą.

Otyłe dzieci z reguły już nie chudną. Ponad jedna trzecia z nich staje się otyłymi nastolatkami, a potem otyłymi dorosłymi. W USA w ciągu ostatnich trzech dekad liczba otyłych wzrosła dwukrotnie - z 14,5 proc. do 33,5 proc. Jeszcze szybciej rośnie grupa skrajnie grubych. W latach 60. mniej niż jeden na tysiąc Amerykanów ważył ponad 150 kilogramów. Dziś już co dwudziesty.

Epidemia otyłości nie byłaby możliwa bez wielkich producentów żywności, którzy zarobili na niej ogromne pieniądze. A zaraz potem dostrzegli nową żyłę złota - odchudzanie tych, których wcześniej utuczyli. Okazuje się, że te same firmy, które sprzedają niezdrowe jedzenie, zarabiają na dietach.

Przykłady? Promująca zdrowy tryb życia organizacja Weight Watchers założona na początku lat 60. przez Jean Nidetch, gospodynię domową z Nowego Jorku, została kupiona przez wielką firmę Heinz. Slimfast, płynne jedzenie dla odchudzających się, został przejęty przez koncern Unilever. Australijską spółkę słynnej guru odchudzania Jenny Craig wykupił inny światowy koncern - Nestlé.

Jak zauważa "Gazeta Wyborcza" genialne i jednocześnie złowieszcze posunięcie biznesowe to: najpierw sprzedać ludziom tuczące jedzenie (prowadząc przez dekady badania nad tym, jakich chemikaliów dodać do żywności, żeby lepiej pobudzały nasze ośrodki łaknienia), a potem Europejczykom i Amerykanom sprzedać diety cud i jedzenie bez tłuszczu.

(mpw)