"Tak jak w 2002 r. Warszawie potrzebny był taki 'szeryf' jak Lech Kaczyński, tak jest obecnie" - przekonuje w najnowszym numerze tygodnika "Sieci" Stanisław Janecki. Według niego, mimo przekonania, że w stolicy może wygrać kandydat z liberalno-lewicowymi poglądami, idealną kandydatką jest Małgorzata Wassermann.

"Tak jak w 2002 r. Warszawie potrzebny był taki 'szeryf' jak Lech Kaczyński, tak jest obecnie" - przekonuje w najnowszym numerze tygodnika "Sieci" Stanisław Janecki. Według niego, mimo przekonania, że w stolicy może wygrać kandydat z liberalno-lewicowymi poglądami, idealną kandydatką jest Małgorzata Wassermann.
Małgorzata Wassermann przewodzi sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold /Tomasz Gzell /PAP

Tylko pozornie kandydatura Małgorzaty Wassermann wydaje się zaskakująca w Warszawie, gdyż jest wręcz idealną kandydatką na prezydenta Krakowa. (...) Małgorzatą Wassermann nie da się sterować ani z tylnego, ani z żadnego innego siedzenia, nigdy nie pozwoliłaby sobie na odgrywanie roli słupa, do czego zdaje się sprowadzać prezydenturę Hanna Gronkiewicz-Waltz. Nigdy nie dopuściłaby też do funkcjonowania w warszawskim ratuszu reprywatyzacyjnej mafii, choć nie ma doświadczenia w pracy w administracji czy kierowaniu instytucjami - pisze publicysta na łamach "Sieci".

Janecki zauważa, że afera reprywatyzacyjna w Warszawie uwidoczniła panujące w stolicy patologie i dlatego w mieście potrzebny jest ktoś z zewnątrz, kto nie będzie uwikłany w żadne układy finansowe czy partyjne.

Z prac komisji weryfikacyjnej, ze śledztw prokuratury oraz śledztw dziennikarskich wyłania się obraz stolicy za prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz jako miasta wielopiętrowych, nieprzejrzystych układów, klik i towarzystw wzajemnych usług, miasta skorumpowanego, źle zarządzanego, mocno przepłacającego za niemal wszystkie inwestycje. Wszyscy ważni urzędnicy się znają, bo pochodzą z tych samych kręgów towarzyskich, które nie robią sobie krzywdy. Tylko ktoś z zewnątrz, czyli spoza Warszawy, w dodatku z doświadczeniem w komisji śledczej, może te układy przeciąć. Ktoś, kto nie pozwoli za plecami ukraść nawet paczki papieru do drukarki, a co dopiero milionów. (...) Małgorzata Wassermann nie należy do partyjnego establishmentu, nigdy nie była uwikłana w partyjne wojenki o przywództwo, w co uwikłani są jej ewentualni konkurenci z PO. A takie wojenki bardzo polityków demoralizują - pisze Janecki.

Publicysta zwraca również uwagę na pracę Wassermann w komisji śledczej ds. Amber Gold.

Prace komisji podnoszą jej rangę i wzmacniają wizerunek, bo to głównie dzięki jej osobowości i charakterowi przywraca się powagę oraz znaczenie komisji śledczych. I tak jak afera Rywina wykreowała nowych liderów w osobach Jana Rokity ("premiera z Krakowa") oraz Zbigniewa Ziobry, tak afera Amber Gold kreuje Małgorzatę Wassermann - komentuje Janecki.

W wyborach w 2001 r. Rokita otrzymał 20 251 głosów, a po komisji Rywina, w wyborach w 2005 r., dostał już 72 145 głosów, czyli trzyipółkrotnie więcej. Zbigniewa Ziobrę w 2001 r. poparło 36 309 wyborców, cztery lata później zaś, po promocji w komisji Rywina - już 120 188 wyborców, czyli niemal trzyipółkrotnie więcej - przypomina i dodaje: A Małgorzata Wassermann dysponuje jeszcze innymi atutami, których ani Rokita, ani Ziobro nie mieli.


Źródło: Tygodnik "Sieci"

(e)