"Sprawa dotyczy czynienia przygotowań w celu usunięcia przemocą poprzez fizyczną likwidację osoby pełniącej funkcję Ministra Obrony Narodowej - konstytucyjnego organu Rzeczpospolitej Polskiej" - tak Prokuratura Krajowa odpisała nam na pytania dotyczące śledztwa, które ujawniają dzisiaj wspólnie dziennikarze RMF FM i "Gazety Wyborczej". Mimo wagi zarzutu - minimalne zagrożenie karą to 3 lata więzienia - nasze ustalenia nie potwierdzają jego… powagi.

Opisywane przez Prokuraturę Krajową przygotowania miały polegać na "zbieraniu informacji dotyczących miejsca zamieszkania i wykonywania czynności urzędowych wymienionej osoby". Zdaniem śledczych wypełnia to znamiona czynu z art. 128 par. 2 kodeksu karnego. Ten sam przepis zastosowano w sprawie Brunona Kwietnia - naukowca skazanego za przygotowywanie zamachu bombowego na Sejm. Na kwalifikacji prawnej podobieństwa spraw się jednak kończą.

O trwającym od 16 marca śledztwie poinformował dziennikarzy chcący zachować anonimowość mieszkaniec Poznania. Jak relacjonuje "Gazeta Wyborcza": Pod koniec lipca odebrał list polecony z komisariatu policji na poznańskim Starym Mieście. "Wzywano mnie na przesłuchanie, miałem być świadkiem w jakiejś sprawie prowadzonej przez komendę wojewódzką w Krakowie. Byłem zaskoczony, bo w Krakowie nie byłem od kilku lat. Ale już naprawdę zamarłem, kiedy sprawdziłem w kodeksie karnym, jakiego przestępstwa dotyczy sprawa" - opowiada poznaniak.

W komisariacie podczas przesłuchania przedsiębiorca miał się dowiedzieć, że chodzi o wpisy w internecie z lutego tego roku. Jeden z internautów miał pytać, czy ktoś wie, gdzie mieszka szef MON Antoni Macierewicz. Ktoś inny miał odpowiedzieć, żeby dał sobie spokój, bo i tak "sprawa zostanie załatwiona".

"Wyborcza" cytuje relację przedsiębiorcy z przesłuchania: Policjantka pytała, czy to ja zamieściłem ten wpis, ale nawet mi go nie pokazała. Zaprzeczyłem. Nie mam konta na Facebooku, nie udzielam się w internetowych dyskusjach. Nigdy nie rozmawiałem z nikim o planowaniu zamachu na Macierewicza. Nie wiem, dlaczego akurat mnie wezwano. Policjantka mi tego nie wyjaśniła. Miała przed sobą faks z Krakowa z listą pytań do mnie. Powiedziała tylko, że w Poznaniu mają do przesłuchania jeszcze kilka osób.

Postępowanie przygotowawcze ws. przygotowań do zamachu nadzoruje Małopolski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie. Według naszych informacji, nikogo w sprawie nie zatrzymano, choć PK informuje, że śledztwo jest w fazie "ad personam" (zarzuty dot. jednego podejrzanego).

Doświadczeni prokuratorzy, z którymi rozmawiali dziennikarze RMF FM, twierdzą, że gdyby podejrzany stanowił realne zagrożenie, sprawą z pewnością zajmowałaby się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a przesłuchań nie prowadziłaby zwykła policja - i to przy pomocy pytań przesłanych faksem z prokuratury.

Zwracają również uwagę, że szefem nadzorującego śledztwo wydziału jest zaufany człowiek Zbigniewa Ziobry. Nasze źródła twierdzą, że to człowiek chcący wykazać się wszystkimi możliwymi sposobami w zwalczaniu najgroźniejszych przestępstw. To przez jego ambicję właśnie postępowanie wciąż dotyczy art. 128 kk, choć prokuratorzy nieoficjalnie oceniają, że taki zarzut w tej akurat sprawie "nie jest wart funta kłaków".

Według źródeł "Gazety Wyborczej", w początkowej fazie sprawą rzeczywiście zajmowały się służby specjalne, ale po ustaleniu autora wpisu "uznały, że nie ma żadnych możliwości rozwinięcia jej w ‘operację specjalną’, czyli np. sprawdzenia, czy podejrzany rzeczywiście ma terrorystyczne zamiary. Dlatego sprawę przejęła zwykła policja".

Doświadczeni śledczy oceniają również, że gdyby zagrożenie naprawdę było poważne, sprawa znacznie wcześniej zostałaby ujawniona i wykorzystana propagandowo.

Warto także pamiętać, że w lutym, kiedy miało dojść do podejrzanej wymiany zdań na Facebooku, stopniowo ujawniane były szczegóły wypadku kolumny szefa MON pod Toruniem, do którego doszło pod koniec stycznia, i cała Polska żywo tę sprawę komentowała. Jak nieoficjalnie powiedzieli dziennikarzom RMF FM śledczy: Nie takie rzeczy ludzie wtedy pisali i mówili.

Co po blisko pięciu miesiącach dzieje się w śledztwie?

W sprawie prowadzonych jest szereg czynności zmierzających do uzupełnienia materiału dowodowego, w tym poprzez uzyskanie dodatkowych źródeł osobowych - pisze Prokuratura Krajowa.

W poniedziałek po południu Prokuratura Krajowa poinformowała w publicznym oświadczeniu, że ze względu na "uzasadnione wątpliwości co do stanu poczytalności podejrzanego zlecono przeprowadzenie badań sądowo-psychiatrycznych (u podejrzanego)".


O sprawie przeczytacie również w artykule "Gazety Wyborczej" >>>>

(e/łł)