W resorcie zdrowia trwa kolejne spotkanie protestujących lekarzy i dyrektorów podkarpackich szpitali oraz prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia. Będą się zastanawiać, czy można jeszcze w tym roku znaleźć środki na podwyżki płac pracowników służby zdrowia.

Spotkanie być może otworzy drogę do zakończenia, a przynajmniej zawieszenia protestu - mówił wczoraj minister Zbigniew Religa. Zaznaczył, że ustalenia, które zapadną na dzisiejszym spotkaniu, będą dotyczyły całej Polski, a nie tylko Podkarpacia.

Zdzisław Szramik z podkarpackiego związku zapowiada, że jeżeli dziś nie uda się dojść do porozumienia, lekarze z państwowych szpitali i przychodni zaczną się zwalniać z pracy, a za kilka tygodni być może dojdzie do strajku generalnego. Medycy argumentują, że pieniądze na podwyżki są – wskazują na rezerwę finansową NFZ-u i przedsiębiorczość rządu, który lekką ręką przeznaczył miliony chociażby na becikowe.

A co jeśli nie uda się dojść do porozumienia? Scenariusz mówi o ogólnopolskim strajku i masowych odejściach lekarzy z pracy. Jest to tym bardziej prawdopodobne, ponieważ żadna ze stron nie chce ustąpić. Zbigniew Religa powtarza, że pieniędzy teraz nie ma, a podwyżki będą w przyszłym roku. Lekarze z kolei odparowują, że tą samą formułkę słyszą od wielu lat.

Od 2007 roku wszyscy pracownicy medyczni mają otrzymać 30-proc. podwyżki płac. Podstawowym postulatem protestujących lekarzy jest podwyżka w tej wysokości jeszcze w tym roku, a także dwa razy większe środki na służbę zdrowia w przyszłorocznym budżecie.