W przyszły piątek nastąpi ciąg dalszy procesu Lecha Wałęsy. Tego dnia w Sądzie Lustracyjnym będą zeznawać byli szefowie Urzędu Ochrony Państwa, Piotr Naimski i Gromosław Czempiński.

Były prezydent pytany dlaczego chciał, by wezwano na świadka Czempińskiego, odparł, że Czempiński jest zawodowcem, a Naimski amatorem.

Zdaniem Wałęsy wyrok mógł zapaść już wczoraj, bo cały proces oparty jest, jego zdaniem, na kserokopiach dokumentów, a oryginałów nie ma. Tuż przed rozprawą wpłynęły jednak kolejne materiały związane z lustracją byłego prezydenta. Sąd ujawnił jeden z nich. To ekspertyza kryminalistyczna kserokopii pokwitowań z 1974 roku i domniemanych raportów Wałęsy dla Służby Bezpieczeństwa. Z ekspertyzy jasno wynika, że w oparciu o ksero nie da się jednoznacznie rozstrzygnąć czy są one autentyczne, czy też sfabrykowane.

„Nie ma żadnych szans, by ktokolwiek mógł zachwiać moją pozycją kiedykolwiek w życiu. Nie byłem nigdy agentem, nie ma na to żadnego dowodu. Były pewne działania specjalnego zespołu, departamentu stworzonego tylko "dla" Lecha Wałęsy. Ludzie ci próbowali ze mną walczyć, ale przegrali" – mówił Wałęsa.

Przed sądem zeznawał wczoraj były szef MSW, Antoni Macierewicz, autor niesławnej afery z teczkami. Macierewicz podtrzymał swoją wcześniejszą opinię, że Lech Wałęsa to agent "Bolek". "Od ośmiu lat nie zmieniłem zdania" - podkreślił. Co innego mówił ponoć Antoni Żaczek, były oficer Służby Bezpieczeństwa, autor analizy z 1982 roku na temat opozycyjnej działalności Wałęsy. Ponoć, bo Żaczek nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Nie chciał się nawet przedstawić. Pytany, czy nazywa się Żaczek, mówił, że Żaczek to także mały student lub siatka na ryby.

Posłuchaj relacji reportera radia RMF FM z Warszawy, Konrada Piaseckiego:

07:55