To sytuacja bez precedensu – Rada Warszawy nie przyjęła rezygnacji Lecha Kaczyńskiego ze stanowiska prezydenta stolicy. Przeciąganie terminu odwołania to najwyraźniej gra o to, by odsunąć w czasie przedterminowe wybory w stolicy.

Jeżeli w Sejmie uda się przeforsować odpowiednią zmianę w ustawie, to nie mieszkańcy, a zdominowana przez PiS Rada Miasta będzie wyznaczała następcę Kaczyńskiego.

Radni mają czas na przyjęcie rezygnacji prezydenta do 21 stycznia. Wiadomo już, że nie zrobią tego w terminie, ponieważ wznowienie sesji zapowiedziano dopiero na 9 lutego.

Oznacza to złamanie prawa – mówi prawnik Adam Jałoszyński, pracujący dla Rady Warszawy. Radni PiS takie ostrzeżenie usłyszeli także przed głosowaniem. Nie wpłynęło to jednak na jego wynik.

Politycy PiS argumentują, że opóźnienie to wyraz troski o dobro miasta i jego mieszkańców. - Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że w Warszawie w pierwszej turze nie wybierze się prezydenta - tłumaczy Małgorzata Ławniczak i dodaje, że warszawiacy musieliby aż 4 razy chodzić do urny. Zdecydowano więc pozbawić ich tego przykrego obowiązku.

Kolejny ruch należy teraz do wojewody, który może nakazać radnym poprawienie decyzji. A to daje PiS-owi czas na przeforsowanie w Sejmie odpowiedniej ustawy. Inne wyjście to wniosek o rozwiązanie Rady i zastąpienie władzy wykonawczej i ustawodawczej w mieście powoływanym przez premiera komisarzem.