Jeszcze dziś dwaj skoczkowie spadochronowi, którzy przeżyli lądowanie w Bałtyku mają zostać przesłuchani w charakterze świadków. W poniedziałek podczas wieczornego lotu cztery osoby zostały zniesione przez wiatr kilkaset metrów w głąb morza. Lądowania w wodzie nie przeżyły dwie kobiety. Śledczy już wstępnie zrekonstruowali przebieg feralnego skoku.

Jak informuje reporterka RMF FM, śledczy ustalili, że około 19:30 skoczkowie wystartowali z lotniska w Bagiczu pod Kołobrzegiem na pokładzie sportowej cesny. Cała czwórka miała spore doświadczenie, każdy oddał wcześniej po ponad 100 skoków, mieli też wszelkie certyfikaty. 

W planach mieli wykonanie w powietrzu figury akrobatycznej, chcieli się złapać za ręce przed otwarciem czasz spadochronu, a następnie mieli lądować na plaży. Niestety zostali zniesieni daleko od brzegu, wpadli do wody kilkaset metrów od plaży. 

Dwaj mężczyźni znaleźli się bliżej brzegu, próbowali płynąć na pomoc koleżankom, ale nie dali rady do nich dotrzeć. Dopiero po pół godzinie wyłowili je ratownicy WOPR, którzy na motorówce dopłynęli z Kołobrzegu. Walka o życie kobiet trwała ponad godzinę, reanimacja niestety nic nie dała. Ofiary to 29-latka ze Złotowa w Wielkopolsce oraz 33-latka z Wyrzyska w Wielkopolsce. 

Śledczy zabezpieczyli ciała do badań sekcyjnych. Na uprzężach spadochronów znaleźli małe kamerki. Specjaliści sprawdzą, czy zarejestrowały one przebieg skoku. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Nikt nie usłyszał zarzutów.

Opracowanie: