Działacz SLD Władysław Łęczkowski - członek komisji rewizyjnej i ławnik - zagłosował podczas sesji rady miejskiej za nieobecną klubową koleżankę. Ale na tym sprawa się nie kończy. Przewodniczący rady udowodnił, że Łęczkowski zrobił to kilka razy. Sprawa trafi do prokuratury.

W radzie miasta Gdańska zawrzało, gdy na wielkim ekranie pokazano nagranie z sesji. Radny SLD Władysław Łęczkowski w czasie głosowania nad uchwałą, dzięki której mieszkańcy będą mogli kupować komunalne mieszkania za 5 proc. ich wartości, wciska „nie” za siebie i swoją klubową koleżankę.

Oszustwo wykrył przewodniczący rady Bogdan Oleszek. Najpierw był zdziwiony, potem oburzony. Przyniósł nie tylko sobie wstyd, ale przede wszystkim całej radzie - mówił reporterowi RMF.

Radny Łęczkowski wydał jedynie oświadczenie, w którym naiwnie stwierdził: Nie wiem, jak się to stało. Radny głosował za Barbarę Meyer, która wczoraj miała imienny i umknęła z sesji. Swoją kartę do głosowania zostawiła w Ratuszu. Nie przyszło nam do głowy, że te karty trzeba nosić przy sobie, że ktoś może z nich skorzystać - mówi.

Przewodniczący rady klubu radnych SLD zapowiedział, że będzie kara. Ale na pytanie, czy najsurowsza – czyli wyrzucenie z klubu – odpowiada: Ja się zastanowię nad tym, bo człowiek się za tym kryje.

Radni z innych partii mówią zdecydowanie: ten pan powinien stracić mandat. Ale jak się okazuje, nie jest to takie łatwe. Radny musiałby być skazany prawomocnym wyrokiem sądu.

Przypomnijmy, że głosowanie na dwie lewe ręce... to proceder nieobcy działaczom Sojuszu. Za nieobecnego kolegę głosowali w marcu dwaj posłowie lewicy - Jan Chaładaj i Stanisław Jarmoliński. Ten ostatni po tym, jak przeszedł pozytywnie weryfikację partyjną, zdecydował się jednak wystąpić z SLD.

18:00