Albo szybka naprawa i działanie zgodnie z prawem, albo likwidacja. Takie ultimatum stawia Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej z Łodzi resort nauki i szkolnictwa wyższego. Uczelnia ma czas do października. Jak napisała „Gazeta Wyborcza”, akademia kształci studentów w kilkudziesięciu małych miastach, choć nie ma do tego prawa.

Do poniedziałku nie udzielamy żadnych informacji - takimi słowami witani są studenci i dziennikarze w oddziale zamiejscowym łódzkiej Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Bydgoszczy. Studenci są w niezłych tarapatach. Nie mogą mieć żadnej pewności, co ich czeka od nowego roku akademickiego, tym bardziej, że jak sami mówią, na uczelni trudno się czegoś dowiedzieć. Wszelkie informacje mają być podane dopiero na konferencji prasowej, która odbędzie się w poniedziałek o godzinie 12.00.

Gotowość przejęcia studentów z prowadzonych nielegalnie kierunków zadeklarowała tymczasem Wyższa Szkoła Gospodarki w Bydgoszczy. Powinniśmy pomóc tym studentom - mówi Kazimierz Marciniak, prorektor do spraw kształcenia.

Rektor Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej oświadczył z kolei, że to nieuczciwa konkurencja i odda sprawę do sądu.

Problem z AHE ciągnie się już od siedmiu lat. Mimo to absolwenci uczelni mogą spać spokojnie – nie stracą zdobytych tytułów. Dyplomy nabyte podobnie jak prawa nabyte są niepodważalne - powiedział reporterowi RMF FM rzecznik ministerstwa Bartosz Loba.

Resort po siedmiu latach skarg i bojów z uczelnią rozpoczęło procedurę jej likwidacji – odebrania uprawnień szkoły wyższej. Uczelnia przygotowała plan naprawczy, ale mimo to wciąż rekrutuje studentów do miejsc, gdzie nie może prowadzić zajęć. Prowadzenie działalności dydaktycznej poza miejscami nieuprawnionymi do takowej działalności nasila się i nie jest likwidowane - zaznaczył Loba. Dlatego ministerstwo ostrzega na razie tylko w Internecie przyszłych studentów przed łódzką akademią.

Jak podała „Gazeta Wyborcza”, AHE bez zgody resortu nauki i szkolnictwa wyższego potworzyła w całej Polsce punkty informacyjno-rekrutacyjne. Nie służą one jednak rekrutacji – tam się studiuje. Co więcej, poważna część zajęć jest fikcją – studenci nie widzą swoich wykładowców i nie korzystają z bibliotek, mimo że płacą słono za swoją naukę (roczny koszt nauki w Manchesterze to 1,8 tys. funtów, w kraju – ok. 3,6 tys. zł).