Partia Pracy Wiktora Uspaskicha, faworyt wyborów, zdobyła - według wstępnych sondaży - ponad 28% głosów. Na II miejscu jest koalicja socjaldemokratów i socjalliberałów premiera Algirdasa Brazauskasa.

Kolejne miejsca - według sondaży - zajęli konserwatyści - z ponad 16 procentami głosów oraz koalicja zdymisjonowanego prezydenta Rolandasa Paksasa, która uzyskała ponad 10 procentowe poparcie.

W wyborach parlamentarnych obowiązywała ordynacja mieszana - połowa posłów jest wybierana z list partyjnych, połowa w okręgach jednomandatowych. W tych ostatnich, jeśli żaden z kandydatów nie uzyska ponad 50 procent głosów, za dwa tygodnie odbędzie się druga tura wyborów.

To pierwsze wybory do litewskiego parlamentu po przystąpieniu tego kraju do Unii Europejskiej. Większość polityków, obojętnie z jakiej opcji, jest zgodna, co do jednego – że podstawowe założenia litewskiej polityki, takie jak dalsza integracja z Unią, pozostaną bez zmian i to obojętnie, kto będzie rządził.

W wyborach parlamentarnych na Litwie wzięło udział około 40 procent uprawnionych do głosowania. Zdaniem litewskiego politologa Alvydasa Lukoszaitisa niska frekwencja świadczy o rozczarowaniu ludzi polityką i politykami.

Przyczyniły się do tego ostatnie skandale, m.in. zdymisjonowanie prezydenta Rolandasa Paksasa i afera korupcyjna wśród parlamentarzystów.

Do urn przyszli najbardziej świadomi obywatele i ci zbuntowani, którzy głosują przeciwko obecnym władzom. Większość została w domach, postanowiła porządkować swe życie samodzielnie, niczego nie oczekując od władz - uważa Lukoszaitis.

Podobnego zdania jest przewodniczący Głównej Komisji Wyborczej Zenonas Vaigauskas. Prawdopodobnie ludzie są zawiedzeni. Zostawili prawo wyboru innym, by samemu móc krytykować przyszły Sejm.

W wyborach startowało 15 partii i koalicji. O 141 mandatów do Sejmu ubiegało się 1252 kandydatów.