Sekretarz stanu Colin Powell przedstawił wczoraj dawno oczekiwane przemówienie na temat amerykańskiej polityki na Bliskim Wschodzie. Pierwotnie miało ono być wygłoszone we wrześniu na forum ONZ. Wszystko jednak zmieniło się po zamachach 11 września. Powell przede wszystkim podkreślił nierozerwalną przyjaźń jaka łączy USA i Izrael.

Powell oświadczył jednak, że proces pokojowy zdominowały obecnie nadzwyczajne trudności i nadzieja płynąca z ducha konferencji w Madrycie, porozumień w Oslo, wreszcie planu senatora Michela zanikła. Trzeba do tego wrócić. Stany Zjednoczone mają wizję Bliskiego Wschodu z Izraelem i Palestyną obok siebie, pokojowo współpracującymi. Doprowadzenie do tego wymaga pracy i kompromisu z obu stron. Stany Zjednoczone nie pozostaną jednak z boku, będą zaangażowane. Będą poszukiwać także możliwości wsparcia ekonomicznych możliwości regionu. Jak stwierdził Powell Palestyńczycy muszą przede wszystkim zakończyć terror, ukarać jego sprawców, odpowiadać za to co dzieje się na ich terenie. Żadne aspiracje czy poczucie krzywdy nie usprawiedliwiają przemocy. Palestyńczycy mogą osiągnąć swój cel tylko drogą negocjacji, ale trzeba też im zapewnić możliwość stanowienia o sobie. Palestyńczycy potrzebują też gwarancji bezpieczeństwa. Z kolei budowa nowych osiedli ze strony Izraela musi się zakończyć, okupacja terenów palestyńskich musi się zakończyć, porozumienie "Ziemia za pokój" także z Libanem i Syrią. Trzeba korzystać z narzędzi budowania zaufania, proponowanych między innymi podczas misji szefa CIA George'a Tenneta. Amerykanie deklarują, że zrobią co trzeba, aby pomóc, ale to od ludzi, którzy tam żyją zależy czy dojdą do porozumienia. Palestyńczycy muszą zapewnić, że uznają państwo Izrael, Izrael musi pokazać, że chce zakończyć okupację. Obie strony muszą pójść na kompromis - to zasadnicze tezy przemówienia Powella.

foto Archiwum RMF

07:15