Na zdewastowane przez huragan Katrina tereny dociera coraz więcej pomocy. Solidarni w obliczu kataklizmu ludzie pomagają sobie nawzajem. Wciąż jednak są tacy, do których pomoc jeszcze nie dotarła.

Po huraganie przez dwa dni żyłem tylko o wodzie. A ludzi z czerwonego krzyża widziałem dotąd raz. To nie w porządku, powinni tu być codziennie. Na razie dostałem od nich jeden posiłek - mówił korespondentowi RMF jeden z ocalałych mieszkańców Biloxi.

Waren, drugi z jego rozmówców, czeka na pomoc w przetwórni krewetek. Został w mieście – bo jak mówi nie miał szans na ucieczkę. Ma prawie 60 lat, od dłuższego czasu skarży się na problemy z nogami; są dni, kiedy porusza się jedynie na wózku. W dodatku jego dom położony był na obrzeżach z dala od ludzi. Nie mam samochodu, a nikt mnie nie zabrał, więc zostałem. Posłuchaj:

W samym Biloxi - mieście, gdzie huragan uderzył z całą siłą – coraz spokojniej. Na ulicach wreszcie pojawiło się wojsko – na razie kilkuset marines i saperów. Widać też coraz więcej policyjnych i woskowych patroli. Mieliśmy doniesienia o grabieżach - tłumaczy kapitan Johnson. Ale z tego, co widzę, jest spokojnie - dodaje.

W najbardziej zniszczonych częściach miasta prace rozpoczęły ekipy usuwające szkody. Osuszanie domów, ich odbudowa – podobnie jak w przypadku Nowego Orleanu – potrwa wiele miesięcy.

W czwartek na tereny zniszczone przez huragan w rejonie Zatoki Meksykańskiej pojedzie wiceprezydent Dick Cheney. Jego zadaniem ma być pomoc w ustaleniu, czy rząd robi już wszystko, co możliwe, by pomóc ofiarom huraganu.

A w Waszyngtonie prezydent George W. Bush, ostro krytykowany za spóźnioną reakcję władz federalnych na spustoszenia, spowodowane przez żywioł, zapowiedział, że będzie osobiście nadzorował śledztwo, mające ustalić, co zrobiono nie tak, jak należało i dlaczego.