29 osób zabitych to ostateczny tragiczny bilans czwartkowego trzęsienia ziemi w południowych Włoszech. Większość ofiar to dzieci, które zginęły pod gruzami zawalonej szkoły w miasteczku San Guliano di Puglia. Dziś doszło do serii drobniejszych wstrząsów. Silne trzęsienie zanotowano także w Indonezji.

San Guliano di Puglia jest właściwie wymarłe. Władze zarządziły wczoraj ewakuację wszystkich mieszkańców, w sumie ponad 3 tys. osób. Po pierwsze ze względu na możliwość kolejnych wstrząsów, po drugie z powodu niebezpieczeństwa zawalenia się domów, których konstrukcja jest nadwerężona. Dla tych osób przygotowano specjalne namioty rozstawione poza miastem, posiłki i pomoc medyczną.

Nie wszyscy jednak chcą opuścić swoje domy. Kilkanaście osób – głównie ludzi starszych – zabarykadowało się w mieszkaniach. Groźbą i prośbą ratownicy starają się ich teraz przekonać do zmiany decyzji.

Coraz częściej też słychać we Włoszech głosy, że tej tragedii można było uniknąć. Chodzi o dwie sprawy. Z jednej strony nieprzystosowanie konstrukcji do ewentualnych wstrząsów, a wiadomo, że cały ten region to strefa sejsmicznie aktywna. Mimo to budowane tam domy nie mają odpowiednich zabezpieczeń. Dzieje się tak prawdopodobnie z powodu braku funduszy. Szkoła w San Guliano di Puglia miała blisko 40 lat, ale niedawno była przebudowywana i specjalnych konstrukcji nie zastosowano.

Z drugiej natomiast strony wiadomo, że trzęsienie ziemi dało się przewidzieć. Sygnalizowały to chociażby lżejsze wstrząsy odnotowane w nocy przed tragedią. I choć wiedziały o tym odpowiednie służby, nikt nie uprzedził mieszkańców o nadchodzącej katastrofie. Oficjalne dochodzenie w sprawie tragedii w San Giuliano di Puglia wszczęła włoska prokuratura.

Do silnego trzęsienia (7,5 stopnia w skali Richtera) doszło dzisiaj także w Indonezji. Kilkadziesiąt osób zostało rannych. Do lokalnego szpitala przewieziono 36 rannych, stan niektórych z nich jest ciężki - informują służby medyczne.

23:20