Jak informuje reporterka RMF FM strażacy znaleźli w gruzach kamienicy ciało mężczyzny. Wiadomo, że po wybuchu gazu strażacy poszukiwali dziennikarza TVN Dariusza Kmiecika, jego żony - również dziennikarki - Brygidy Frosztęgi-Kmiecik i ich dwuletniego syna.

Aby dotrzeć do miejsca, którego jeszcze ratownikom nie udało się przeszukać, trzeba było za pomocą specjalistycznego sprzętu rozbierać zawalone stropy. Jednak przed godziną 22:00 ciężki sprzęt został wycofany. Ratownicy ręcznie przeszukują gruzowisko na wysokim parterze kamienicy.

Tam są takie pustki. Zidentyfikowaliśmy co jest stropem, co jest sufitem. Mamy takie miejsce, gdzie mogą być poszukiwani - powiedział reporterce RMF FM Annie Kropaczek Jeremi Szczygłowski ze śląskiej straży pożarnej.

Eksplozja przed godz. 5 w czwartek zniszczyła trzy kondygnacje budynku u zbiegu ulic Chopina i Sokolskiej w ścisłym centrum Katowic. To zwarta zabudowa pochodząca większości z początku XX w. Zawaliła się ściana frontowa części budynku, ocalał tylko wysoki parter. W kamienicy zameldowanych było ponad 20 osób. Po wybuchu ewakuowano 15 lokatorów, pięć osób trafiło do szpitali, dwie już go opuściły. Stan jednego oparzonego lekarze ocenili jako ciężki, stabilny.

Dowodzący akcją zastępca komendanta śląskiej straży pożarnej Jeremi Szczygłowski podczas popołudniowej konferencji prasowej podał, że do godz. 17. ratownicy praktycznie sprawdzili dwa z trzech miejsc, gdzie mogły być ofiary. Uprzątnięto już gruzowisko od strony ulicy, praktycznie zakończone zostało też usuwanie kolejnego - od strony wewnętrznego dziedzińca.

Zostaje miejsce najbardziej prawdopodobne, ale też i najtrudniejsze. To jest to miejsce, gdzie wszystkie stropy zawaliły się nad strop nad kondygnacją wysokiego parteru - dodał Szczygłowski.

Powiedział, że strażacy za pomocą specjalistycznych kamer wprowadzanych poprzez odwierty przebili się do gruzowiska na poziomie pierwszej, ocalałej kondygnacji. Jak zaznaczył, choć jest ona "zapchana gruzem", próbowali i nadal próbują znajdować wolne przestrzenie, by je sprawdzać. Skuteczność tego jest słaba, kluczowy będzie specjalistyczny sprzęt - dodał.

Po południu ratownicy czekali na ściąganą z Oświęcimia specjalistyczną maszynę, która jest w stanie powoli i ostrożnie podnosić zawalone ciężkie belki stropów do góry. 

Z góry te elementy już praktycznie zostały zdjęte, ale teraz będą problemy z wyciąganiem tego z dołu, z tej koperty, która się zawaliła - mówi komendant śląskiej straży pożarnej Marek Rączka w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Maciejem Pałahickim.

"Na razie nie ma oznak życia"

Jak mówił w Katowicach wiceminister spraw wewnętrznych Stanisław Rakoczy, ratownicy dotąd robili wszystko, co nie zagrażałoby zawaleniem się pozostałości konstrukcji. Przebijali się przez mury, tam robione były nawierty, wprowadzano specjalne kamery, były urządzenia nasłuchowe, były w akcji również psy - wymieniał Rakoczy. Cały czas szukają, podkreślam to, cały czas szukają tych trzech osób. Dopóki ich nie znajdziemy, nie można powiedzieć, jaki będzie finał sprawy - dodał Rakoczy.

Komendant główny Państwowej Straży Pożarnej Wiesław Leśniakiewicz powiedział z kolei, że "nie stwierdzono na razie żadnych oznak życia, ale akcja ratownicza jest prowadzona".

Leśniakiewicz zapowiedział, że w momencie wejścia specjalistycznego sprzętu, ratownicy będą czasowo wycofywani. Do tego czasu nadal będą starali się wyciągać poszczególne elementy rękoma i wyrzucać na zewnątrz. Może to wyglądać, że nie ma dynamiki, ale tu nie ma możliwości lepszej organizacji i prowadzenia działań - zapewnił komendant.

Wskazał, że główne obciążenie związane z penetracją wyrobiska leży na dwóch grupach poszukiwawczo-ratowniczych - z Jastrzębia-Zdroju i z Małopolski. Łącznie w akcji bierze udział ok. 160 ratowników, na miejscu zapewniono już specjalistyczne oświetlenie.

Prezydent Katowic Piotr Uszok powtórzył późnym popołudniem, że wszystkie osoby poszkodowane w katastrofie zostały objęte pomocą. Jak mówił, najemcy mieszkań komunalnych (według wcześniejszych informacji takich lokali w budynku było pięć) dostały przydzielone mieszkania do umeblowania - po kilka do wyboru; otrzymały też jednorazową pomoc. Po południu Uszok wskazał, że chodzi łącznie o sześć rodzin.

W okolicznych mieszkaniach komunalnych po południu trwały prace związane m.in. z oszkleniem wybitych okien. Większość z nich miała być naprawiona jeszcze w czwartek. Jesteśmy również oczywiście otwarci na uszkodzenia w sąsiadujących kamienicach, które nie są naszą własnością - podkreślił prezydent Katowic.

Wczesnym popołudniem zastępca szefa śląskiej straży pożarnej sygnalizował, że ze wstępnych ocen biegłych, z którymi rozmawiał, wynika że przyczyną katastrofy był wybuch gazu. Strażak zastrzegał, że chodzi o większą ilość gazu, niż np. jedną butlę. Butla z gazem nie byłaby raczej w stanie zniszczyć trzech kondygnacji - zaznaczył ratownik.

(abs)