Belgijscy urzędnicy w skandaliczny sposób potraktowali dwóch Polaków promujących nasz kraj w Unii Europejskiej. Nasi rodacy, podróżując dyliżansem po Europie, w zeszłym tygodniu dotarli do Brukseli. Niespodziewanie jednak zostali wydaleni z Belgii.

Polacy bez problemu pokonali 1500 kilometrów. Podróżując, spotykali się z ludźmi, wręczali im ulotki informujące o ich inicjatywie. W końcu w zeszłym tygodniu dotarli do Brukseli. Odwiedzili tamtejszego burmistrza i Parlament Europejski, byli także w polskiej ambasadzie przy UE.

Niestety, na brukselskim rynku doszło do małego incydentu. Ktoś spłoszył konie i dyliżans spowodował kolizję z innym zaprzęgiem. Choć poszkodowani Belgowie nie mieli pretensji do Polaków, to policja wylegitymowała naszych rodaków. Wówczas okazało się, że nie mają oni wbitych do paszportów niemieckich pieczątek straży granicznej.

Samolotem musieli więc wrócić do Polski. W Brukseli został po nich dyliżans, dwa konie i pies... Trzeba jednak dodać, że brak niemieckiej pieczątki nie był wystarczającym powodem, aby wydalić Polaków z kraju Unii Europejskiej.

Potwierdził to w rozmowie z brukselską korespondentką RMF rzecznik Komisji Europejskiej, mówiąc, że władze belgijskie zbyt dosłownie zastosowali się do reguł wizowych. Był to - jego zdaniem - skrajny przejaw biurokracji. Nie uwzględniono ani wyjaśnień zatrzymanych, ani pisma z polskiego konsulatu.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Warszawie – jak wynika z nieoficjalnych informacji – wystosuje notę protestacyjną i wezwie belgijskiego ambasadora na rozmowę. Polscy dyplomaci poruszą z kolei tę sprawę na forum Unii Europejskiej.

08:50