Przed gdańskim sądem okręgowym po raz trzeci rozpoczął się proces w sprawie pożaru w hali Stoczni Gdańskiej sprzed 8 lat. Dwa poprzednie procesy przerwano. 25 listopada 1994 roku w pożarze zginęło 7 osób, a 120 zostało ciężko poparzonych. Śledztwo wykazało, że przyczyną pożaru było podpalenie. Sprawcy do dziś nie odnaleziono.

Na ławie oskarżonych, podobnie jak 5 lat temu, zasiadły cztery osoby odpowiedzialne za organizację i bezpieczeństwo koncertu muzycznego. O nieumyślne spowodowanie tragedii oskarżeni zostali b. komendant stoczniowej straży pożarnej Jan S., ówczesny kierownik hali Ryszard G. oraz organizatorzy koncertu Tomasz T. i Jarosław K.

Najpoważniejsze zarzuty postawiono Janowi S. Według prokuratury, b. komendant stoczniowej straży pożarnej odpowiada za nieumyślnie spowodowanie zagrożenia, które doprowadziło do pożaru oraz zgodę na zorganizowanie imprezy w hali nie spełniającej wymogów bezpieczeństwa. Grozi mu do 8 lat więzienia. Jan S. nie przyznał się do winy.

Odmówił składania wyjaśnień. Na korytarzu sądowym powiedział z żalem, że wszyscy robią z nich morderców. Pozostałym oskarżonym postawiono zarzut niedopełnienia obowiązków wynikających z ustawy o ochronie przeciwpożarowej oraz zarzut, że nie otworzyli wszystkich wyjść ewakuacyjnych w hali. Posłuchaj relacji reportera RMF, Roberta Gusty:

Po raz pierwszy proces rozpoczął się w styczniu 1997 r. Po dwóch latach został jednak zawieszony, bo sędzia prowadzący sprawę awansował i zmienił miejsce pracy. Po raz wtóry akt oskarżenia został odczytany w styczniu 2000 roku. Proces został jednak przerwany z powodu zawieszenia w listopadzie 2001 roku w obowiązkach służbowych przewodniczącego składu sędziowskiego Wojciecha O. Sędzia, prowadząc samochód po pijanemu, spowodował kolizję.

12:00