Specjalna komisja pod kierownictwem pułkownika Ryszarda Michałowskiego, inspektora bezpieczeństwa lotów sił zbrojnych, wyjaśnia przyczyny wczorajszego wypadku śmigłowca, którym leciał premier Leszek Miller. W wypadku nikt nie zginął.

Rządowy Mi-8 rozbił się wczoraj wieczorem w lesie koło Piaseczna pod Warszawą. Oprócz Millera na pokładzie było jeszcze 14 innych osób, w tym szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska.

Szef rządu co najmniej tydzień pozostanie w szpitalu, ma złamane dwa kręgi; lekarze twierdzą, że niegroźnie. Miller odwołał już dzisiejszą wizytę do Irlandii. Do momentu całkowitego powrotu do zdrowia premiera jego obowiązki będzie pełnić wicepremier Marek Pol.

Lecącej razem z premierem Aleksandrze Jakubowskiej opatrzono w szpitalu powierzchowną ranę głowy. Szefowa gabinetu Millera ma też uszkodzone dwa kręgi. Najciężej ranny jest oficer BOR-u, który po uderzeniu śmigłowca o ziemię przez godzinę był uwięziony między fotelami.

Według rzecznika rządu, Marcina Kaszuby, przyczyną awaryjnego lądowania prawdopodobnie była awaria silników, być może związana z ich oblodzeniem. W tę hipotezę nie wierzy Tomasz Hypka, ekspert od spraw lotnictwa.

Nie za bardzo wierzę w teorię oblodzenia. To jest rosyjski śmigłowiec, lata wszędzie, prawie na biegunie i trudno sobie wyobrazić, by akurat w Polsce z powodu oblodzenia przy temperaturze –1 coś zamarzło. Natomiast warunki były fatalne, bo i ciemno, i mgliście - uważa Hypka.

W Polsce lata 38 śmigłowców Mi-8, z czego 5 w wersji VIP. Do tej pory nie było w Polsce żadnych wypadków tych maszyn. Śmigłowiec, którym leciał premier, pochodzi z 1977 roku, półtora roku temu przeszedł remont generalny. Helikopter miał prawo latać jeszcze przez dwa lata.

12:15