Samoczynne wyłączenie silników spowodowane oblodzeniem wlotów powietrza - to przyczyna katastrofy rządowego śmigłowca. Według komisji, badającej przyczyny wypadku, zawinił pilot, który nie włączył ręcznego trybu ogrzewania wlotów.

4 grudnia śmigłowcem wracali z Dolnego Śląska m.in. Leszek Miller i Aleksandra Jakubowska. Tylko dzięki umiejętnościom pilota majora Marka Miłosza skończyło się na tym, że pasażerowie zostali ranni, a nie zginęli – to zresztą podkreśla nawet komisja.

Jednak według raportu, to właśnie pilot przyczynił się do katastrofy, bo nie uruchomił ręcznie ogrzewania wlotów powietrza. Mówimy o Miłoszu, ale to trzeba mówić o całej załodze – skupiła całą uwagę na precyzji podejścia do lądowania; czy sobie poradzą w tych trudnych warunkach - mówił jeden z członków komisji.

Chodzi o to, że ogrzewanie wlotów powinno się włączyć, kiedy temperatura spadnie poniżej 5 stopni Celsjusza. Tymczasem temperatura podczas całego lotu wynosiła 7 st. Załoga nie przewidziała, że podczas obniżania pułapu przy podchodzeniu do lądowania temperatura zacznie spadać.

Komisja podkreśla, że w tym przypadku, należy mówić raczej o błędzie pilota, a nie o winie. Mimo to jeden egzemplarz raportu trafi do wojskowej prokuratury i to ona oceni, czy mjr Miłosz poniesie konsekwencje.

10:15