Tak twierdzi Wojciech Jaruzelski. Jak można było się spodziewać generał potwierdza wersję wydarzeń przedstawioną przez byłego szefa MSW Czesława Kiszczaka. Jaruzelski jest świadkiem w procesie Kiszczaka, który jest oskarżony o przyczynienie się do śmierci górników zastrzelonych na początku stanu wojennego.

Byłemu szefowi MSW zarzuca się wydanie specjalnego szyfrogramu w sprawie użycia broni. Kiszczak powołuje się w nim na dekret o wprowadzeniu stanu wojennego, który jeszcze wtedy nie obowiązywał. Generał Jaruzelski twierdzi, że aż do 16 grudnia nie wiedział nic o wydanym cztery dni wcześniej szyfrogramie. Potwierdza jednak wersję Kiszczaka, że szyfrogram nie był rozkazem użycia broni i nie upoważniał do jej użycia. Jaruzelski twierdzi, że feralnego 16 grudnia 1981 roku Kiszczak podczas posiedzenia tzw. Dyrektoriatu wydał telefoniczny rozkaz wycofania milicji z kopalni „Wujek”. Mniej więcej godzinę później – mówi Jaruzelski – generał Kiszczak znów został wywołany do telefonu: „Wrócił, bardzo widoczne było jego zdenerwowanie – jest człowiekiem opanowanym – i powiedział, że wbrew temu zakazowi - ale w tej chwili nie będę mówił dlaczego, jakie mechanizmy to spowodowały – broń został użyta”. Jaruzelski twierdzi, że rozkaz użycia broni wydano na poziomie Wojewódzkiego Komitetu Obrony Kraju. Nie wierzy w to prokurator, który twierdzi, że generał broni Kiszczaka i wie znacznie więcej niż chce powiedzieć.

foto Archiuwm RMF

12:30