Kilkadziesiąt tysięcy złotych padło łupem bandytów, którzy wczoraj wtargnęli do oddziału PKO BP przy ulicy Marymonckiej. Napastnicy weszli do banku około 13:00, w porze największego ruchu. Jak ustaliła policja, w napadzie nikt nie ucierpiał. Mimo że bandyci grozili bronią, to nie oddali ani jednego strzału.

Nie wiadomo dokładnie ile pieniędzy zrabowali bandyci. Prawdopodobnie nie była to jednak duża kwota. Policjanci na razie nie udzielają żadnych informacji. Wiadomo, że napastników było czterech. Wszyscy byli zamaskowani i każdy miał w ręku broń długą – twierdzą świadkowie: "Z dzieckiem wybiegłyśmy z banku. Przewrócił się wózek, a w drzwiach jeszcze wpadłyśmy na mężczyznę, który miał coś czarnego na głowie. Oni krzyczeli: „Napad”. To usłyszałam i wszyscy rzucili się do drzwi. Resztę robili już oni w środku, tam już nie było ludzi" – powiedziała naszemu reporterowi jedna z klientek banku. Dodajmy, że wczoraj bank PKO BP rozpoczął wypłaty drugiej transzy odszkodowań za przymusową pracę w czasach III Rzeszy. Policjanci jednak twierdzą, że napad i pierwszy dzień wypłat to zbieg okoliczności. Funkcjonariusze wciąż zabezpieczają ślady i szukają sprawców napadu. Bandyci odjechali prawdopodobnie błękitnym polonezem.

Przypomnijmy: do najbardziej krwawego w ostatnim czasie napadu doszło 3 marca w Warszawie, przy ulicy Żelaznej. Trzej bandyci zastrzelili wszystkie osoby, które tego dnia pracowały w filii Kredyt Banku: trzy kasjerki i ochroniarza. Zwłoki mężczyzny bandyci schowali w studzience ściekowej. Napastników złapano – na początku lipca wszyscy trafili na trzy miesiące do aresztu. Aresztowano także dziewczynę jednego z podejrzanych, pomagającą w zatarciu śladów zbrodni.

foto: Archiwum RMF

00:20