Ponad 80 tysięcy zabitych, pół miliona rannych – to najnowszy bilans kataklizmu w Azji Południowo-Wschodniej. Ofiar może być nawet 100 tysięcy. Nie żyje jeden Polak, 64 naszych rodaków jest na liście poszukiwanych.

Na listach zabitych lub zaginionych znajdują się tysiące zagranicznych turystów. Potwierdzono śmierć co najmniej setki, ponad 3 tysiące osób uznano za zaginione. Nadal nic nie wiadomo o losie ponad tysiąca Szwedów, którzy w rejonie Azji spędzali święta.

Za zaginionych uznano co najmniej 300 Niemców. O ponad 700 swych obywatelach nie mają żadnych informacji władze Nowej Zelandii. Wśród ofiar i zaginionych są także Austriacy, Belgowie, Brytyjczycy, Duńczycy, Finowie, Francuzi, Węgrzy, Norwegowie, Rosjanie i Hiszpanie.

Także Polacy czekają na aktualne informacje na temat losów zaginionych rodaków. Ma je podać MSZ. Nie wiadomo, jaki jest los przynajmniej 64 Polaków, którzy podczas kataklizmu przebywali na tajlandzkich wyspach (56) i na Sri Lance (8). Polska ambasada w Bangkoku potwierdza śmierć jednej osoby.

Uspokajające wieści docierają z Indonezji, Malezji oraz Indii - tam nasi dyplomaci nie dowiedzieli się niczego złego o polskich obywatelach. Nie ma niepokojących informacji z wyspy Bali. Nie wiadomo natomiast, czy nie było kilku osób z Polski na małych wysepkach wokół Sumatry, w szkołach nurkowania. Wysepki te praktycznie przestały istnieć. Dziś Tajlandię opuści kolejka grupa ocalałych Polaków. Rozmawialiśmy z panem Tomaszem Majorem, polskim turystą, ktory przeżył tsunami na jednej z tajlandzkich wysp:

Jeśli niepokoicie się o los swoich bliskich w Azji, podajemy numery telefonów, uruchomionych przez MSZ: (022) 523 96 01, (022) 523 94 47, (022) 523 90 01(022) 523 90 02. Ministerstwo prosi także osoby, które są pewne, że ich najbliżsi byli w rejonie kataklizmu, aby przesyłali ich dane, łącznie ze zdjęciami pod adresy:

bozena.skrabek@msz.gov.pl

tamara.bolewska@msz.gov.pl

dkp@msz.gov.pl

comsdet.mfa@msz.gov.pl

Także Międzynarodowy Czerwony Krzyż uruchomił specjalną stronę internetową, która ma pomóc w kontakcie między tymi, którzy przeżyli kataklizm a ich rodzinami.

Według najnowszych danych, w niedzielnym trzęsieniu ziemi i tsunami, które nawiedziło 10 krajów regionu zginęło co najmniej 80 tys. osób. Ta śmiertelna liczba rośnie jednak z godziny na godzinę. Jak pisze brytyjski dziennik „The Independent”, połowa z zabitych to dzieci.

W morzu nieszczęścia dobra wiadomość ze Sri Lanki. Wojsko odnalazło 3000 żywych mieszkańców regionu Ampara, których wcześniej uznano za śmiertelne ofiary tsunami. Samolotami dostarczono im już żywność i wodę, w drodze jest transport lekarstw.

Ratownicy ścigają się z czasem, aby nie dopuścić do wybuchu epidemii; dlatego też ciała ofiar tragedii grzebane są we wspólnych grobach - bardzo często bez wcześniejszej identyfikacji. W Indonezji i na Sri Lance zbiorowe mogiły powstają w miejscach, gdzie jeszcze w niedzielę były tętniące życiem miasta i wioski. Nie znaleźliśmy nikogo żywego; natrafiamy tylko na ciała. Dziś na plaży znaleźliśmy kolejnych kilka. Tak samo jest we wszystkich okolicznych wioskach. Ciała zabitych leżą niemal wszędzie - mówią ratownicy.

Poważny sprawdzian stoi też przed ONZ. Mobilizuje ona ludzi i środki do największej operacji w swej historii. Chodzi o jak najszybsze dostarczenie lekarstw, żywności, butelkowanej wody oraz urządzeń do jej oczyszczania. ONZ nigdy jednak nie prowadziła operacji na taką skalę. W dodatku w USA już pojawiły się napięcia na linii Biały Dom - ONZ. Posłuchaj relacji waszyngtońskiego korespondenta RMF Grzegorza Jasińskiego::

Eksperci szacują, że ekonomiczne koszty tsunami będą spore. Już w tej chwili szkody spowodowane przez kataklizm przekraczają 10 mld euro – twierdzi ekspert z największej na świecie firmy ubezpieczeniowej. Najbardziej gospodarczo ucierpi Sri Lanka. W trudnej sytuacji znajdzie się też żyjąca głównie z turystyki Tajlandia, która ucierpiała już z powodu wirusa SARS.

Władze Tajlandii zapowiedziały wszczęcie śledztwa, które ma wyjaśnić, dlaczego nikt nie ostrzegł ludzi w nadbrzeżnych miejscowościach przed tsunami. Jak podaje tajski dziennik „The Nation”, wkrótce po wstrząsach w rejonie Sumatry, w Bankoku zwołano naradę szefów departamentu meteorologicznego.

O powstałej fali morskiej tsunami ostrzegały specjalistyczne ośrodki na Hawajach. Ale Tajowie zadecydowali o niewszczynaniu alarmu, bo nie chciały wybuchu paniki w szczycie sezonu turystycznego. Niespełna godzinę później fala dotarła do Tajlandii. Zginęło ok. 2 tys. osób, w tym ponad 700 obcokrajowców.