Baza danych klientów jednego z największych internetowych sex shopów znalazła się w sieci. Przypadkiem trafili na nią studenci Uniwersytetu Śląskiego. Ogólnie dostępna lista składa się z około 65 tys. nazwisk, adresów, numerów dowodów osobistych, a nawet konkretnych artykułów zamawianych przez interautów (łącznie z adnotacjami o dostarczeniu przesyłek).

Gigantyczna baza danych trafiła do Internetu przez nieostrożność firmowego informatyka. Kilku studentów wydziału Fizyki i Informatyki UŚ oniemiało, gdy zobaczyło 9-MB plik z nazwiskami klientów sex shopu.

Komputerowi eksperci mówią o skandalu. Niewykluczone, że teraz właściciele internetowego sklepu zostaną zasypani pozwami od swoich klientów.

W siedzibie firmy wysyłkowej w Lublinie nikt nie chciał wierzyć, by dane przedostały się do Internetu. To niemożliwe. Nie wydaje mi się to prawdopodobne. Nikt nie udostępnił bazy danych dla internatów - twierdził przedstawiciel sex shopu.

Krzysztof Drozdowski, odpowiedzialny w firmie za sprzedaż uważa, iż jest rzeczą niemożliwą, żeby tego typu informacje wypłynęły bezpośrednio od nas z bazy danych. To są dane nielegalne i pochodzą z kradzieży.

Jednak informatyk spoza firmy Artur Zych ma co do tego wątpliwości. Przecież zakazane pliki znalazły internatewe wyszukiwarki, co więcej, w tym samym miejscu znalazły się kody źródłowe aplikacji, która obsługuje sklep.

Sprawą zajmie się teraz policja. Najważniejsze, zwłaszcza dla klientów sex shopu, baza danych nie są już dostępna. Wiadomo, że plik zostały pobrany 40 razy, ale ile zrobiono kopii?

Foto: Archiwum RMF

06:15