Unia Europejska chce oszczędzać na Polakach zatrudnionych w Brukseli. Nowa propozycja unijnego budżetu zawiera cięcia w unijnej administracji o kolejne pół miliarda euro. Tymczasem Wielka Brytania idzie jeszcze dalej i chce oszczędności nawet rzędu 15 miliardów.

Populistyczne hasło cięć w administracji oznacza dla Polski utratę wpływów - dotkną one przede wszystkim naszych rodaków, bo to oni są zatrudniani na niższych stanowiskach. To chytry plan Londynu, by wyższe stanowiska zostały oszczędzone. Wielka Brytania proponuje natomiast... dodatki kierownicze dla zatrudnionych na wysokich stanowiskach.

Przez cięcia zmaleją także szanse na zatrudnianie nowych osób z Polski. Obecna sytuacja jest i tak bardzo zła. W Brukseli jest raptem 70 Polaków na wyższych stanowiskach, podczas, gdy inne kraje mają po 300 wysokich rangą urzędników. Mała liczba wysokich rangą urzędników i dodatkowe cięcia to osłabianie pozycji Polski, bo nie będzie osób, by reprezentować interesy naszego kraju podczas tworzenia unijnego prawa.

Rząd nie zamierza jednak podnosić tej sprawy podczas negocjacji budżetowych. A Polacy w Brukseli alarmują, że to jeden z celowych sposobów na osłabienie wpływu Polski w Unii. Wielu rozmówców korespondentki Katarzyny Szymańskiej-Borginon uważa, że za apelem o oszczędności w administracji kryje się chytry plan dużych krajów Unii, szczególnie Wielkiej Brytanii, ale także Niemiec i Francji. Nie zgadzają się one, by wprowadzić zasadę geograficznej równowagi dla każdej kategorii unijnych stanowisk (chodzi np. o kwoty narodowe na stanowiska dyrektorskie). Ponieważ w ciągu kilku lat około 50 proc. kadry kierowniczej europejskich instytucji uda się na emeryturę, duże kraje robią wszystko, aby zastąpić ich swoimi ludźmi z narodowych administracji. Chcą dla siebie utrzymać najwyższe stanowiska w UE, bo sprawują w ten sposób "dyskretną władzę".

Teraz byłaby szansa, żeby walczyć o odpowiednią reprezentację dla Polski w europejskich instytucjach, bo prowadzone są negocjacje budżetowe. Nasi negocjatorzy muszą  uważać, żeby ustępstwa wobec Londynu, który grozi zawetowaniem unijnego budżetu, nie odbiły się za bardzo na wydatkach na administrację i dostępie Polaków do kierowniczych stanowisk. Bo mogłoby to oznaczać marginalizację naszego kraju.