"Obecna sytuacja na światowych giełdach, przypomina reakcję rynków na pandemię oraz konflikt w Ukrainie. Jest to skutek działań prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, który sukcesywnie podnosi nakładane cła na coraz to większą liczbę krajów. Jeżeli będziemy okładać się cłami, będzie to oznaczało wyższe ceny. Nie ma cudów, ceny muszą pójść w górę" - mówi w rozmowie z Michałem Zielińskim w internetowym Radiu RMF24 Marek Zuber, ekonomista z Akademii WSB.
Wyhamowanie wzrostu gospodarczego na świecie ma przełożenie na nas wszystkich. Jak gospodarka wolniej się rozwija, to potencjalnie mamy mniejsze wzrosty wynagrodzeń, mniej pracy - wyjaśnia Marek Zuber.
Same spadki mają znaczenie - sporo z nas ma pieniądze w funduszach emerytalnych, a te z kolei inwestują swoje pieniądze także na giełdzie. W Polsce jest to mniejsza część wartości naszej emerytury niż w Stanach Zjednoczonych, ale jednak też ma to znaczenie - wyjaśniał ekspert. Dodał, że przy mocnych spadkach, jest to coraz bardziej odczuwalne.
To nie są jeszcze dramatyczne spadki. Pytanie, co dalej wydarzy się w kontekście reakcji innych państw - komentował.
Prognozy niektórych ośrodków, jeśli chodzi o recesję w tym roku, pojawiły się jeszcze, zanim Trump został prezydentem. Czynników, które mogą do niej doprowadzić, jest więcej: bardzo wysokie stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych, niepewność dotycząca tego, co będzie się działo w Ukrainie w kontekście surowców. Potrafię sobie wyobrazić eskalację tego konfliktu - wyjaśnia ekspert.
Jeżeli będziemy okładać się cłami, będzie to oznaczało wyższe ceny. Nie ma cudów, ceny muszą pójść w górę. Jak będzie drożej, to będzie nas stać na mniej i mniej będziemy kupować, więc gospodarka będzie się mniej kręcić. Jak ceny pójdą w górę, to oczywiście oznacza to wzrost inflacji, stopy procentowe będą relatywnie wyższe, a zatem kredyty będą relatywnie droższe - tłumaczy, wskazując, że jest to pierwszy element, do wyhamowania gospodarki.
Najważniejsze są decyzje, które mają odbudowywać potencjał gospodarki europejskiej. Powinniśmy jednoczyć się gospodarczo, aby jako jeden organizm konkurować ze Stanami Zjednoczonymi, żebyśmy w każdym obszarze mieli możliwości konkurencji, czyli żebyśmy produkowali wszystko. Tutaj kwestie technologiczne są najtrudniejsze, ale to jest oczywiście wyzwanie na lata - mówi Zuber.
Wartość towarów, które prawdopodobnie zostaną zaatakowane europejskimi cłami, ma wynosić około 30 miliardów euro rocznie.
80 proc. naszego eksportu trafia do Unii Europejskiej, 65 proc. bezpośrednio do strefy euro. To nas za bardzo nie dotknie. Oczywiście, mamy takie branże, gdzie będzie to bardziej odczuwalne - to na przykład branża chemiczna, meble - tam ten problem będzie bezpośrednio większy - komentuje ekspert.
Nie odczujemy tego mocno jako cała gospodarka, pośrednio oczywiście trochę. Trzeba brać pod uwagę taką układankę, że jeżeli polska firma produkuje części, które stosowane są w samochodach marki Audi czy BMW, a one potem jadą do Stanów Zjednoczonych, to tutaj też może być negatywny czynnik - stwierdza ekonomista, podkreślając, że polski wzrost gospodarczy nie będzie mocno ograniczony.
Jedyne przełożenie może być takie, że jeśli jakiś producent nie będzie w stanie sprzedawać w USA tyle, ile sprzedawał, albo tyle, ile planował przed cłami, to będzie próbował tę stratę odbić na rynku europejskim i podniesie cenę - wyjaśnia, dodając, że jest to jedyny element inflacyjny.
Prowadzący rozmowę Michał Zieliński zwracał także uwagę na spadek cen ropy, nawet o kilkanaście procent.
Wynika to z paru przesłanek. Jak gospodarka wyhamowuje, to zapotrzebowanie na ropę spada, więc to też jest element, który trzeba brać pod uwagę. Jeśli odpowiemy cłami, wpływ dotyczący inflacji będzie większy. Jeżeli chodzi o Polskę, ten wpływ będzie relatywnie ograniczony, choć nie zerowy, o tym też musimy pamiętać - mówił na antenie Radia RMF24 Marek Zuber, ekonomista z Akademii WSB.
Opracowanie: Julia Domagała


