Zakopiańska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie lawiny, która przysypała 20 narciarzy i snowboardzistów w rejonie Kasprowego Wierchu. W połowie kwietnia pod śniegiem znaleźli się młodzi ludzie trenujący poza wyznaczonymi trasami narciarskimi. Jak mówią ratownicy to cud, że nikt nie zginął.

Większość z zasypanych wyszła spod lawiny niemal bez szwanku, tylko dwie osoby miały poważniejsze obrażenia. Prokuratura zdecydowała się umorzyć śledztwo, chociaż zasypani przed zejściem lawiny nagrali na kasecie wideo snowboardzistę, który ją spowodował.

Biegły stwierdził, że to on bezpośrednio spowodował osunięcie się śniegu. Niestety nie udało się go zidentyfikować. Nikt z zasypanych go nie znał, a kiedy odkopywali się spod śniegu nikomu nie przyszło do głowy zatrzymywać go czy legitymować. Snowbordzista bez przeszkód zjechał więc na dół.

Biegły stwierdził także, że zachowanie całej, trenującej grupy zakopiańczyków było nieodpowiedzialne. Znajdowali się poza wyznaczonymi trasami narciarskimi mimo obowiązywania wysokiego, trzeciego stopnia zagrożenia lawinowego. Jak się jednak tłumaczyli, wiele razy wcześniej prosili o wyznaczenie bezpiecznego miejsca do trenowania. Nikt jednak nie chciał im pomóc.

Tak naprawdę dopiero ta lawina, która na szczęście skończyła się szczęśliwie, zmusiła także inne środowiska do zastanowienia się nad tym, czy należy coś zrobić - mówi naczelnik TOPR, Jan Krzysztof.

Ratownicy tatrzańscy wraz z pracownikami Parku Narodowego postanowili więc przygotować dla młodych zawodników z Zakopanego i okolic specjalne szkolenie lawinowe. Być może także powstanie dla nich bezpieczny snowpark.

12:30