Ambicje na wyrost i mrzonki bez pokrycia - marzyliśmy o mocarstwowości lub przynajmniej o partnerskim układzie z USA, marzyliśmy o intratnych kontraktach na odbudowę Iraku. I co? I nic... Za poparcie polityczne i wojskowe udzielone Amerykanom spotkały nas na razie jedynie podziękowania.

Pod polskim dowództwem w Iraku służą żołnierze z 21 krajów. Dwiema prowincjami strefy zarządzają Hiszpanie, jedną Ukraińcy. Polacy odpowiadają za bezpieczeństwo w prowincjach Babil i Karbala. Cała polska strefa to bardzo biedne i zaniedbane terytoria szyickie; Nadżaf i Karbala, święte miasto szyitów, to religijne centra Iraku.

W strefie strzelano już do Polaków. Pierwszy raz w poniedziałek z moździerzy zaatakowano bazę logistyczna w Al-Hilla. Dotąd nie ucierpiał jednak żadnen polski żołnierz.

W porównaniu z sunnickim trójkątem – Bagdad, Ramadi i Falludża - gdzie wciąż giną amerykańscy żołnierze, polska strefa jest stosunkowo spokojna. Polscy oficerowie zamiast o okupacji mówią o stabilizacji, jednak mamy tylko kilkunastu oficerów odpowiedzialnych za współpracę z Irakijczykami.

Irakijczycy oczekują, że wojsko będzie remontować szkoły, szpitale czy budować wodociągi. Amerykanie przekazali Polakom pieniądze na te cele. Irakijczycy zadeklarowali chęć współpracy, ale na efekty trzeba jeszcze poczekać.

Jak wylicza Radek Sikorski - były wiceminister obrony oraz wiceminister spraw zagranicznych - sam udział polskiego kontyngentu w Iraku sprawi, że Amerykanie zaoszczędzą w skali roku prawie miliard dolarów. W rozmowie z waszyngtońskim korespondentem RMF Sikorski mówi, że rząd Leszka Millera nie potrafi grać z Amerykanami w irackiego pokera: Potrzebna jest stała presja polityczna i to polityczna oczywiście nie ze strony placówki w Waszyngtonie, bo tego typu rzeczy się załatwia na najwyższych szczeblach - uważa Sikorski.

Wypada się zgodzić z Sikorskim, tym bardziej, że do tej pory tylko jedna polska firma zrobiła interes w Iraku. Jak RMF dowiedziało się nieoficjalnie, to firma, która sprzedała tam świece odstraszające komary...

Według obserwatorów, od początku było wiadomo, że Amerykanie nie dadzą nam forów w biznesie tylko dlatego, że poparliśmy interwencję w Iraku. Krzysztof Jung, wiceszef biura handlu zagranicznego w Mostostalu-Eksport, firmy, która też ma apetyt na irackie kontrakty, pamięta pewne spotkanie biznesowe w Londynie z przedstawicielem jednej z amerykańskich firm, uważanej za głównego rozdającego kontrakty: Podszedłem do niego i przedstawiłem się jako jeden z aliantów. (...) Pytam się, kiedy ja, jako aliant mogę się spodziewać kontraktu, przecież adresy są złożone. Popatrzył na mnie długo, głęboko i nic nie powiedział.

Amerykańska firma była skłonna dopuścić nas do największych kontraktów, ale pod warunkiem, że wybudowałaby w Polsce autostradę A-1. Na tej inwestycji zarobiłaby kilka miliardów dolarów, a my za udział w odbudowie Iraku może 100 mln dol.

To, czy zarobimy i ile zarobimy na Iraku, zależy od Polaków. Polityka i sentymenty nie grają roli - mówi z kolei Piotr Ciećwierz, prezes Polsko-Arabskiej Izby Gospodarczej, która ma ułatwiać kontakty biznesowe z Irakiem.

W JAKICH DZIEDZINACH POLSCY PRZEDSIĘBIORCY MAJĄ SZANSE ZAISTNIEĆ W IRAKU?

14:05