Irak zerwał kontakty handlowe z Polską. Poinformowała o tym wczoraj oficjalna iracka agencja INA. Bagdad podjął taką decyzję po tym, jak Warszawa poparła amerykańsko-brytyjskie naloty z minionego piątku - wyjaśniła agencja. Kontakty handlowe zerwano też z Kanadą.

Handel w zawieszeniu

Agencja INA podała, iż decyzję o anulowaniu wszelkich transakcji w Polską i Kanadą podjął minister handlu Mohamed Mehdi Saleh. Oznacza ona "zawieszenie importu produktów pochodzenia kanadyjskiego i polskiego, w tym także zboża, zakupionego w Kanadzie przez pośredników" - powiedział agencji minister. Saleh nie podał konkretnych danych na temat wartości transakcji Iraku z dwoma wymienionymi państwami. Handel zagranicznych partnerów z Irakiem od dziesięciu lat faktycznie ogranicza się do realizacji ONZ-owskiego programu "żywność za ropę", zgodnie z którym Bagdad eksportuje ograniczone ilości swej ropy, kupując za uzyskane w ten sposób dewizy żywność i leki, przeznaczone dla cywilnej ludności.

Tymczasem strona polska nie zajęła oficjalnego stanowiska w sprawie nalotów na Irak. Informował o tym już przedwczoraj rzecznik MSZ. Grzegorz Dziemidowicz powiedział, że Polska uznaje naloty za kontynuację polityki amerykańskiej wobec Iraku - polityki, która jest oczywista od czasu wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku. Jak powiedział sieci RMF FM Wojciech Biliński z biura prasowego MSZ-tu, w tej sprawie nic się od przedwczoraj nie zmieniło: „W kontekście dzisiejszej depeszy AFP nie mam nic do dodania ponieważ to są na razie doniesienia agencyjne. Oczywiście wszystkie działania dyplomatyczne, jak zwykle są podejmowane i w tej chwili nie będziemy uprzedzać faktów i podawać szczegółów” - uważa Biliński. Później ostatecznie potwierdził szef MSZ-tu, Władysław Bartoszewski. Szef polskiej dyplomacji w rozmowie z siecią RMF FM zapewnił, że rząd Polski nigdy nie zajął i nie zajmie stanowiska w sprawie nalotów: "Nie jest prawdą, że rząd zajmował stanowisko aprobujące lub potępiające. Powstały tutaj pewne przekłamania wyniku samowolnej i szkodliwej dla państwa wypowiedzi jednego z byłych bliskich współpracowników politycznych pana premiera RP, którego opinie jako analityka są jego prywatnymi opiniami. Nie są opiniami rządu." - powiedział Bartoszewski. Minister spraw zagranicznych dodał: "O incydencie dowiedzieliśmy się z mediów. Rząd RP nie był o tym informowany ani przez rząd amerykański, ani przez żadne inne czynniki. I informowany zresztą nie musiał być. Dlatego, że nie jest to przedsięwzięcie w ramach Paktu Północnoatlantyckiego, którego jesteśmy członkiem. Jest to sprawa, że tak powiem amerykańsko-iracka." "Polskie stanowisko w sprawach zagranicznych wyrażane jest przez polski MSZ i ewentualnie przez rzecznika polskiego rządu" – powiedział rzecznik polskiego rządu. Krzysztof Luft dodał też, że na razie polski MSZ nie otrzymał żadnej oficjalnej informacji ze strony Iraku na temat zerwania kontaktów handlowych z Polską.

Przedwczoraj francuski minister spraw zagranicznych Hubert Vedrine, potępiając naloty na Irak twierdził, że akcję tę poparły dwa kraje - Kanada i Polska. AFP zacytowała, na potwierdzenie słów Vedrine'a, wypowiedź głównego doradcy polskiego premiera do spraw międzynarodowych Jerzego Marka Nowakowskiego, który nazwał akcję amerykańsko-brytyjską "zdecydowanym gestem nowej administracji USA". Doradca premiera dodał, że "nie ma powodów, byśmy nie mieli odnieść się do tej akcji ze zrozumieniem". W rozmowie z siecią RMF FM Nowakowski podkreśla, że wypowiadał się jedynie jako analityk, a nie przedstawiciel polskiego rządu: „Byłem pytany o komentarz, w którym oceniłem kilka potencjalnych przyczyn uderzenia amerykańskiego na irackie stacje radarowe. Tylko tyle i aż tyle bo trudno tutaj mówić o popieraniu. Jestem zaszczycony, że zostałem uznany za osobę, która popiera Stany Zjednoczone, ale wypowiedź analityka nie jest oficjalnym stanowiskiem państwa, to pierwsze. A po drugie, to nie było popieranie tylko próba określenia przyczyn ataku amerykańskiego” – stwierdził Nowakowski i dodał, że oficjalne stanowisko naszego kraju reprezentują premier i prezydent.

Sankcje i naloty

Tymczasem Wielka Brytania nie wyklucza zmian w sankcjach, nałożonych na Irak. Brytyjski minister spraw zagranicznych Robin Cook ujawnił, że Londyn i Waszyngton zastanawiają się, czy obecnych sankcji nie zastąpić innymi, bardziej skutecznymi środkami nacisku. Polegałoby to na skuteczniejszym niż teraz zablokowaniu dostaw broni dla reżimu Saddama Husajna przy jednoczesnym zwiększeniu pomocy humanitarnej dla ludności cywilnej Iraku. Powód takiego kroku to, według brytyjskiej prasy, dość chłodne reakcje na piątkowe naloty kilka dni temu. W piątek 24 amerykańskie i brytyjskie samoloty zbombardowały cele niedaleko Bagdadu. Według Irakijczyków w nalocie zginęły 3 osoby, a 30 zostało rannych. Przywódcy USA i Wielkiej Brytanii stwierdzili, że atak pozycje irackiej obrony przeciwlotniczej był wyłącznie działaniem w samoobronie. Był to pierwszy od prawie trzech lat nalot na obszary, położone poza strefami zakazanymi dla irackiego lotnictwa. Działania USA i Wielkiej Brytanii ostro potępiła Rosja. Według prezydenta Władimira Putina atak był niczym nieuzasadniony, a na dodatek zaostrzy on i tak już wybuchową sytuację na Bliskim Wschodzie i w strefie Zatoki Perskiej. Władze Iraku zapowiedziały, iż zrewanżują się Amerykanom - prezydent Saddam Husajn i jego najbliżsi doradcy zastanawiają się nad metodami odwetu.

rys RMF FM

6:35