Inflacja znowu w górę. Ceny towarów i usług konsumpcyjnych są wyższe o 15,6 proc. niż przed rokiem. To najwięcej od 1997 roku. Najszybciej drożały paliwa.

Jak podał Główny Urząd Statystyczny, inflacja w czerwcu rok do roku wyniosła 15,6 proc. To najwięcej od marca 1997 roku. Tylko w ciągu miesiąca ceny wzrosły o 1,5 proc.

Dane GUS to jak na razie tzw. szybki szacunek podający ogólne dane. Według niego żywność w ciągu roku zdrożała 14,1 proc. Inflacja miesięczna wyniosła 0,7 proc.

Bardzo szybko drożało paliwo, co wielu odczuwało na stacjach. Płacimy za nie 46,7 proc. więcej niż przed rokiem. Zaledwie w ciągu miesiąca ceny skoczyły o 9,4 proc.

GUS podał także dane dotyczące cen energii. Jej ceny są wyższe o 35,3 proc. niż w czerwcu 2021 roku. 

Ekonomiści mBanku szacują, że inflacja bazowa (a więc po wyłączeniu cen żywności i energii) wzrosła do 9,2 proc. To dużo, jednak mniej od prognoz, co sugeruje "solidne spowolnienie tej miary inflacji". 

Kiedy inflacja spadnie?

Inflacja najprawdopodobniej nie powiedziała ostatniego słowa. W kolejnych miesiącach będziemy mieli do czynienia z coraz droższą żywnością, co ma związek z wojną oraz suszami. Marcin Klucznik z Polskiego Instytutu Ekonomicznego szacował, że w sierpniu za jedzenie będziemy płacili nawet 20 proc. więcej niż przed rokiem.

Analitycy spodziewają się, że do końca roku będziemy mieli do czynienia z dwucyfrową inflacją. Prezes NBP Adam Glapiński sugerował, że wskaźnik na początku 2023 roku może spaść do 6 proc., jednak scenariusz ten wydaje się na razie zbyt optymistyczny. Według Klucznika, stabilizacja inflacji do celu Narodowego Banku Polskiego (2,5 proc. z możliwym odchyleniem o 1 pkt proc.) zajmie przynajmniej 3 lata.

W celu ograniczenia inflacji Rada Polityki Pieniężnej już dziewięć razy podnosiła stopy procentowe. Adam Glapiński na ostatniej konferencji ogłosił, że jesteśmy bliżej końca cyklu podwyżek, a nawet rysował perspektywę obniżania stóp. Dla wielu jednak takie zapowiedzi są przedwczesne. Złoty zareagował wtedy sporym spadkiem.

Jednocześnie mamy sygnały z innych sektorów, że wzrost gospodarczy (a więc i wzrost cen) może spowolnić. W czerwcu wskaźnik PMI, badający sytuację polskiego przemysłu, spadł do najniższego poziomu od początku pandemii. Według Piotra Bujaka, głównego ekonomisty PKO, w takiej sytuacji "nie ma co myśleć o dalszym zaostrzaniu polityki pieniężnej".

W Radiu RMF24 prof. Stanisław Mazur z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie powiedział, że "inflacja będzie rosła, ale zakłada, że niewiele". Podzielam opinię bardzo wielu ekonomistów, moich kolegów, że to będzie około 16 proc. i powoli powinno zacząć spadać. Jest światełko w tunelu. Na horyzoncie zaczyna się trochę bardziej pogodne niebo rysować - mówił.

Jak mówił, mamy do czynienia z pewną dychotomią polityki antyinflacyjnej - rząd działa wbrew bankowi centralnemu.

Kiedy kierujemy kolejne strumienie środków osłonowych, czy to w postaci dodatków dla rodzin gorzej sytuowanych, czy obniżenia VAT-u, w istocie rzeczy dokładamy pieniędzy do gospodarki. I to jest pewna niespójność polityki między polityką makro i makroekonomiczną polityki finansów publicznych. Z jednej strony podnosimy stopy procentowe, Rada Polityki Pieniężnej daje bardzo czytelny sygnał, że musimy schłodzić gospodarkę, a zarazem rząd uruchamia pakiety, które podgrzewają, dokładają środków finansowych do tej gospodarki - powiedział prof. Mazur. 

Wynagrodzenia rosną wolniej od inflacji. Przynajmniej te brutto

Według ostatnich danych GUS, średnie wynagrodzenie w maju było wyższe o 13,5 proc. rok do roku. To oznacza, że płace rosły wolniej niż inflacja, która wyniosła w tamtym miesiącu 13,9 proc. Oznacza to, że realnie wynagrodzenia spadają. Niewykluczone, że taka sytuacja utrzyma się także w czerwcu i kolejnych miesiącach. Takie spadki to zapowiedź spowolnienia gospodarczego.

Należy jednak zaznaczyć, że wynagrodzenia "na rękę" rosną nieco szybciej, co jest efektem dwóch reform podatkowych. Najpierw tzw. Polski Ład podniósł kwotę wolną i drugi próg podatkowy, co przełożyło się głównie na wzrost wynagrodzeń poniżej średniej. Teraz od 1 lipca mamy do czynienia z obniżką PIT z 17 do 12 proc. Te fiskalne impulsy ograniczają spowolnienie gospodarcze, a jednocześnie mogą dokładać do utrzymania inflacji na podwyższonym poziomie.