Dziura budżetowa się powiększa, historia się powtarza. Ministrowie rządu Donalda Tuska, podobnie jak w styczniu, szukają oszczędności w swoich resortach. Tyle tylko, że teraz znaleźć muszą nie dwadzieścia, a trzy miliardy złotych. Dzisiaj rozpoczęły się w tej sprawie rozmowy na linii resort finansów - reszta świata, czyli pozostałe ministerstwa. Ile i komu zabierze rząd? To zostanie ogłoszone 7 lipca.

Widoki na znalezienie oszczędności są raczej mizerne. Właściwie wszyscy zdają sobie sprawę, że tym razem nie ma co marzyć o powtórce ze stycznia, kiedy to przy pomocy ostrych cięć, ale i różnych księgowych sztuczek udało się wysupłać prawie 20 miliardów złotych.

Tym razem wicepremier Grzegorz Schetyna już na wstępie zapowiedział, że na MSWiA nie ma co liczyć i wspomniał nawet o swojej dymisji. Z kolei premier już samodzielnie doszedł do wniosku, że nie będzie cięć w płacach nauczycieli. Również minister Ewa Kopacz zapowiada, że będzie przekonywać Jacka Rostowskiego, iż resort zdrowia oszczędności powinny ominąć:

Cięcia nie obejmą również resortu dyplomacji. Deprecjacja złotówki, która cieszy eksporterów, na pewno nie cieszy ministra spraw zagranicznych. I dlatego w tym procesie szukania oszczędności minister Sikorski będzie traktowany przeze mnie łagodniej - zapowiedział Donald Tusk:

To ważne, bowiem resort dyplomacji musi płacić w twardych walutach składki do organizacji międzynarodowych.

Trochę lepiej wygląda sytuacja w infrastrukturze. Minister Cezary Grabarczyk z groźbą dymisji nad głową zapewnia, że jest skłonny coś dać:

Miliardy znaleźć można na pewno w resorcie obrony. Bogdan Klich, który jest już po pierwszej rozmowie, na razie nabrał wody w usta. Po dzisiejszych rozmowach jestem zadowolony - mówi jedynie:

Może to być jednak wyłącznie robienie dobrej miny do złej gry, bo wiadomo, że jeśli w budżecie można coś jeszcze skądś wycisnąć, to właśnie z resortu Bogdana Klicha.

Poza tym dziura budżetowa ma być łatana pieniędzmi z rezerw, zysków spółek Skarbu Państwa i powiększeniem deficytu, a więc i długu państwa. Zdaniem większości ekonomistów, konieczne będzie również podniesienie podatków.