Po fiasku wieczornych rozmów związkowców z zarządem około 100 osób zdecydowało się na nocną okupację siedziby Kompanii Węglowej w Katowicach. Mówią, że zostaną tam do skutku, czyli aż uratują Kompanię Węglową. Nie wykluczają też innej formy protestu.

W nocy do siedziby Kompanii z Warszawy wrócił jej prezes. Jednak protestujący mówią, że prezes Mirosław Taras przyjechał ze stolicy z niczym. Powiedział im tylko, że  w najbliższy wtorek przedstawiciele rządu spotkają się z górnikami w Warszawie.

To jednak protestującym nie wystarcza. Chcą, żeby wcześniej ktoś do nich przyjechał. Są gotowi czekać do skutku.

Liderzy górniczych związków zawodowych nie wykluczają też innych form protestu, jeśli okupacja siedziby Kompanii Węglowej okaże się nieskuteczna. Mówią, że nie zawieszą okupacji.

O godzinie 6:00 rano we wszystkich kopalniach Kompanii Węglowej odbyły się masówki.

Na tych spotkaniach górnicy dowiedzieli się, że nie będzie już rozmów zarządu kompanii, bo według związkowców konieczna jest natychmiastowa interwencja rządu. 

Dotychczasowy program naprawczy Kompanii Węglowej jest już nieaktualny - wynika z informacji zarządu spółki przekazanych przez związki zawodowe. Zagrożona ma być też wypłata grudniowych pensji. 

Według związkowców na pytanie o ewentualne alternatywne plany pozyskania środków na wynagrodzenia i ratowanie spółki zarząd miał odpowiedzieć, że jedynym sposobem jest likwidacja kilku kopalń i zwolnienie załóg tych zakładów.

W ostatnich miesiącach Kompania Węglowa stanęła przed widmem upadłości. Jak informował w połowie września prezes KW Mirosław Taras, spośród 14 jej kopalń rentowność utrzymywały trzy. Wynik finansowy po sześciu miesiącach wyniósł minus 342,3 mln zł, wobec 228,7 mln zł straty przed rokiem.

(j.)