Spóźniona legalizacja e-sprzedaży może oznaczać problemy, a na pewno kontrolę fiskusa - donosi "Dziennik Gazeta Prawna". Pretekstem będą dane o wysokości rocznych przychodów bądź nagły wzrost obrotów firmy - w ciągu ostatnich 7 miesięcy lub ostatnich trzech kwartałów.

A to oznacza, że podatnik, który do tej pory ukrywał e-działalność i nagle postanowił wyjść z szarej strefy, ujawniając rzeczywiste dochody, może trafić z deszczu pod rynnę. Sprawdzone mogą zostać rozliczenia nawet 5 lat wstecz.

Urzędnicy będą pytać: jak długo prowadzisz firmę, w jakiej formie otrzymujesz zapłatę i jak przesyłasz towar? Jakie podpisałeś umowy, z jakich serwerów korzystasz, gdzie przechowujesz dokumentację, ile zarabiasz na transakcjach.

Zainteresowanie władz skarbowych handlem w sieci to wprawdzie nic nowego. Urzędnicy będą bardziej skrupulatnie podchodzić do wirtualnych transakcji. Chodzi o to, że podatnicy nie rejestrują firm prowadzonych w sieci. Nie używają kas fiskalnych i w efekcie nie odprowadzają należnych podatków. Skala nadużyć jest od kilku lat bardzo duża.

Sprawdzane będą m.in. portale aukcyjne, adresy e-mail, strony www, numery wykorzystywane w komunikatorach, rachunki bankowe, numery telefonów, nazwy firm, imiona i nazwiska, nazwy przedmiotów sprzedaży.