Rząd z hukiem ogłosił wczoraj przyjęcie projektu budżetu z propozycją jednej, 19-proc. stawki dla przedsiębiorców. Zapomniał jednak dodać, że straci na tym rzesza przedsiębiorców, płacących najniższe stawki. Będą musieli zrezygnować bowiem z ulg. To jednak nie jedyne pułapki, które przygotował rząd.

Ministrowie finansów i gospodarki zapewniają, że na zmianach podatkowych zyskają wszyscy przedsiębiorcy. Jak się jednak okazuje, 19-proc. podatek nie jest panaceum na zastój gospodarki, ponieważ przedsiębiorcy, którzy zdecydują się na 19-proc. stawkę, stracą wszystkie ulgi, łącznie z możliwością wspólnego opodatkowania małżonków.

Ten, kto w tej chwili płaci niewiele, bo dzięki ulgom efektywnie odprowadza do fiskusa nawet 13 proc., na pewno nowej propozycji nie wybierze.

Dodatkowo, za tę obniżkę podatków zapłacą wszyscy podatnicy, bo kwota wolna, która zmniejsza podatek, pozostanie na obecnej wysokości, mimo że rząd obiecywał jej podniesienie. Zapłacą też bezrobotni, bo zmniejszą się dotacje do Funduszu Pracy.

By zabezpieczyć się przed "samozatrudnieniem" rząd prawdopodobnie umożliwi rozliczanie się według 19-procentowej stawki jedynie firmom, które działalność prowadziły już w tym roku.

Dla firm szykuje się też inna niemiła niespodzianka. Projekt ustawy o VAT przewiduje, że przedsiębiorcy handlujący z Unią Europejską i chcący dostawać zwrot VAT-u, musieliby płacić fiskusowi kaucję gwarancyjną w wysokości 250 tys. złotych. Według rządu, to środek przeciwko wyłudzeniom.

Andrzej Wilk z Konfederacji Pracodawców Prywatnych nazywa tak wysoką kwotę karą: Protestujemy przeciwko kwocie. Dla kogoś, kto ma handel przygraniczny (...) nie może sobie pozwolić, żeby zablokować 250 tys. zł bezproduktywnie.

Te złe wiadomości można dołączyć do wcześniej ujawnionych pomysłów o zniesieniu ulg dla organizacji pozarządowych, opodatkowaniu zysków uczelni czy też stypendiów albo składek związkowych.

Przyszłoroczne dochody państwa to niewiele ponad 150 miliardów złotych, a wydatki to prawie 200 mld złotych. Budżet przewiduje 45,5 mld złotych deficytu, ale jak się okazuje, może to być sztuczka. Aby pokazać deficyt budżetowy w lepszym świetle, gabinet Millera może użyć sprytnego zabiegu księgowego – podobno zresztą dopuszczalnego. Otóż w deficycie nie uwzględni się tzw. rozchodów pod kreską, czyli m.in. 11 mld złotych dotacji do Otwartych Funduszy Emerytalnych, które trzeba będzie zapłacić. Tak więc w sumie dziura budżetowa wyniesie nie 45,5 mld, a 63 mld złotych.

Wzrost PKB według rządu ma wynieść 5 proc, choć eksperci już teraz oceniają, iż może być o półtora procent mniejszy. Reporterka RMF Mira Skórka zastanawiała się, jak wygląda plan wydatków i dochodów państwa oczami Polaków. Posłuchaj:

18:35