Należy zmienić sposób szkolenia pilotów wojskowych - mówi Edmund Klich, akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym w Moskwie. Jar przed lotniskiem w Smoleńsku mógł zmylić pilotów, ale gdyby postępowali zgodnie z regułami uniknęliby katastrofy - dodaje. W momencie katastrofy w kokpicie była piąta osoba. Jej obecność mogła mieć wpływ na podjęcie decyzji o lądowaniu.

Konrad Piasecki: Przewodniczący państwowej komisji badania wypadków lotniczych akredytowany przy rosyjskiej komisji badającej katastrofę 10 kwietnia, Edmund Klich, dzień dobry witam.

Edmund Klich: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.

Konrad Piasecki: Co osoba spoza załogi robiła w kokpicie tupolewa kilkadziesiąt sekund przed katastrofą?

Edmund Klich: Trudno powiedzieć. Chciała chyba zorientować się też jakie są możliwości lądowania.

Konrad Piasecki: Ale to była osoba, która tylko obserwowała, czy również dyskutowała z załogą o warunkach?

Edmund Klich: W tej chwili przy tam zapisie, który jest, nie ma dyskusji wielkiej. Są tam jakieś krótkie rozmowy, natomiast w czasie samego podejścia, w ostatnim etapie nie ma dyskusji, ale kilka komend powiedziałbym, czy kilka słów jeszcze nie jest rozpoznanych, kto to powiedział. Więc tutaj trzeba będzie zidentyfikować.

Konrad Piasecki: Ale czy ta osoba była laikiem? Kimś kto z ciekawości miał obserwować procedurę lądowania, czy też to była osoba, która wiedziała na czym to polega?

Edmund Klich: Proszę pana. Pan chce ustalić po prostu kto to był a ja już wcześniej mówiłem, że nie jestem upoważniony do przekazywania takiej informacji, dlatego, że zgodnie z załącznikiem 13 instytucją uprawnioną jest Międzynarodowy Komitet.

Konrad Piasecki: Bardziej chciałbym ustalić jaka była rola tej osoby.

Edmund Klich: Wiadomo, kto był na pokładzie i teraz jeśli pan sobie tak będzie eliminował, to będzie wszystko jasne, więc proszę mi takich pytań nie zadawać.

Konrad Piasecki: To była osoba, która nie wyszła podczas lądowania z kokpitu, prawda?

Edmund Klich: Została do końca.

Konrad Piasecki: Bo tam jest piąty fotel w kokpicie tupolewa?

Edmund Klich: Ja w tej chwili nie pamiętam, czy fotel jest piąty. Wybieram się właśnie teraz na Szeremietiewo, żeby zrobić lot taki na symulatorze i wtedy zapoznam się z kokpitem, bo nie miałem okazji po prostu.

Konrad Piasecki: A czy obecność tej osoby wyjaśnia, albo zbliża nas do odpowiedzi na pytanie, dlaczego mimo fatalnych warunków załoga postanowiła lądować?

Edmund Klich: To mógł być jakiś czynnik, że załoga chciała wylądować znając zadanie i pewien rodzaj presji, jakieś nawet delikatnej, który mógł powodować, że załoga jednak, jak mówi się popularnie, chciała za wszelką cenę wykonać to zadanie.

Konrad Piasecki: Ale to była presja wprost? Słowna presja?

Edmund Klich: Nie, nie było takiej. Ja już mówiłem wcześniej, że takiej…

Konrad Piasecki: …siła oddziaływania psychologicznego raczej…

Edmund Klich: W tych informacjach, które są rozszyfrowane takiej presji nie było. Ja nie wiem jeszcze co jest za tym , co jest słowo niezrozumiałe, albo osoba anonimowa, nierozpoznana.

Konrad Piasecki: Co działo się w tym samolocie na wysokości decyzji, czyli sto metrów nad poziomem lotniska? Czy załoga miała świadomość, że to jest ten moment, w którym powinna zdecydować, czy ląduje, czy odchodzi na drugi krąg?

Edmund Klich: Miała świadomość.

Konrad Piasecki: I co się tam wtedy działo?

Edmund Klich: Dalej wykonywano zniżanie.

Konrad Piasecki: Przy pełnej świadomości, że nie wiedzą ziemi? Bo ziemi nie widziano.

Edmund Klich: Ja teraz nie mogę mówić o świadomości poszczególnych członków załogi, ale jest nawet taka krótka informacja, która powinna wszystkim uzmysłowić, że to jest ta wysokość.

Konrad Piasecki: Jakaś sygnalizacja dźwiękowa, która się włączyła?

Edmund Klich: No nie tylko.

Konrad Piasecki: Nie tylko dźwiękowa?

Edmund Klich: Nie tylko.

Konrad Piasecki: A jaka jeszcze?

Edmund Klich: Można powiedzieć, że dźwiękowa, ale nie dźwiękowa w sensie automatyczna.

Konrad Piasecki: Głos nagrany, który mówi wysokość decyzji.

Edmund Klich: No nie całkiem. Jest taka jak gdyby pewna sugestia.

Konrad Piasecki: A ta sygnalizacja, czy ta wysokość decyzji była uzależniona od wysokości nad poziomem ziemi, czy od wysokości nad poziomem lotniska?

Edmund Klich: Po szczegółowym zapoznaniu się, bo ja wczoraj analizowałem ten zapis, bo my jeszcze nie jesteśmy na tym etapie łączenia danych z rejestratorów, łączenia danych z wysokości, porównania z terenem, ale mając ten zapis i mając pewien szkic terenu, no można to wywnioskować. Raczej to była wysokość radiowa.

Konrad Piasecki: Czyli ten jar mógł mieć znaczenie?

Edmund Klich: Mógł mieć pewne znaczenie w mentalności załogi, w tej świadomości sytuacyjnej.

Konrad Piasecki: Czyli mógł ich zmylić? Mogli mieć poczucie, że są gdzie indziej, niż są?

Edmund Klich: Mógł ich troszeczkę zmylić, ale gdyby postępowali zgodnie z procedurami, tzn. gdyby na wysokości 100 metrów - niezależnie, czy byłaby to wysokość radiowa czy barometryczna - podjęli decyzję - nie byłoby wypadku.

Konrad Piasecki: Rzeczywiście było tak, że oni, w którymś momencie zwiększyli prędkość schodzenia?

Edmund Klich: Na początku była prędkość schodzenia troszeczkę większa, ale później utrzymywała się w granicach, bo to nie jest jakaś ścisła, określona prędkość - są granice: maksymalne, minimalne.

Konrad Piasecki: Ale jak to się stało, że mając, jak pan mówił, dobrze ustawioną wysokość barometrycznego wskaźnika czy wysokościomierza - jak to się stało, że oni zeszli 15 metrów poniżej pasa?

Edmund Klich: To będzie wynikiem badań, bo to jest pytanie bardzo szczegółowe i trzeba to wyjaśnić, oczywiście.

Konrad Piasecki: Czy pan może powiedzieć, że w tych warunkach oni nie mieli prawa robić tego, co zrobili?

Edmund Klich: Oczywiście.

Konrad Piasecki: Popełnili błąd?

Edmund Klich: Nie ma wypadku, jeśli załoga postępuje perfekcyjnie. Teraz skupianie się na błędzie to jest spłycanie sprawy.

Konrad Piasecki: Uważa pan, że obciążanie tylko załogi jest błędem?

Edmund Klich: Oczywiście. Wypadek smoleński jest skutkiem. Trzeba zbadać wszystkie jego przyczyny - to jest związane z danym lotem, ale wypadek smoleński jest skutkiem wieloletnich zaniedbań niewłaściwego szkolenia w lotnictwie państwowym. Podobnie, jak skutkiem tego była katastrofa CASY, Bryzy i MI-24 i dalej Kani - to jest to samo. Tu trzeba szukać przyczyn właściwych.

Konrad Piasecki: Uważa pan, że osoby odpowiedzialne za szkolenie powinny zmienić swoją politykę, albo powinno się je zmienić?

Edmund Klich: To nie jest moja decyzja. Ja uważam, że sposób szkolenia trzeba zmienić a osoby to nie są decyzje należące do mnie.

Konrad Piasecki: Pokazał pan już komuś w Polsce zapisy czarnej skrzynki, którą pan przywiózł z Moskwy?

Edmund Klich: Nie.

Konrad Piasecki: A co musiałoby się stać, żeby te zapisy, które pan przywiózł, ujrzały światło dzienne?

Edmund Klich: One ujrzą w części, ale będzie to zależało od poziomu badań i od tego, które będą uzasadniały proces badawczy.

Konrad Piasecki: Te ostatnie sekundy zapisu oddają dramatyzm sytuacji? Oddają to, co się działo tam, na pokładzie samolotu?

Edmund Klich: Proszę pana, ja nie będę się na ten temat wypowiadał, bo jest on bardzo delikatny.

Konrad Piasecki: Może pan powiedzieć, na ile sekund przed uderzeniem w pierwsze drzewo piloci zrozumieli, że sytuacja jest dramatyczna?

Edmund Klich: Bardzo krótko.

Konrad Piasecki: Kilka sekund?

Edmund Klich: Może nawet mniej.

Konrad Piasecki: Kilkadziesiąt setnych sekundy?

Edmund Klich: Nie proszę pana, to są pytania szczegółowe. Trudno powiedzieć. Ja mogę sądzić tylko po pewnych reakcjach, a nie co widzieli i kiedy się zorientowali dokładnie. Pewne symptomy są, że można wiedzieć, że w tym momencie coś się źle dzieje.

Konrad Piasecki: I ten moment, to jest który moment?

Edmund Klich: Ja nie przypominam sobie, nie ma tego wydruku i nie chcę w szczegółach mówić o takich sprawach.