„Zdrowi niech przychodzą, chorzy niech zostaną w domu, starsi również. Absolutnie jestem do tego przekonany” – tak o przychodzeniu na msze św. w czasach pandemii koronawirusa mówił były rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. Józef Kloch. „Kierowanie się rozumem, jak i wiarą, jest tu wyznacznikiem” – dodał gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Podkreślił, że ma nadzieję, iż nie będzie na następnych mszach „słyszał kaszlu”. Stwierdził także, że nie widzi potrzeby organizowania więcej mszy św. u siebie w parafii. „Na mszach u mnie połowa miejsc, a czasem więcej, jest w ogóle próżna. Nie są to wielkie skupiska ludzi” – mówił.

Ks. Józef Kloch stwierdził, że msza święta jest bardzo ważna. To nie jest takie "zamknijmy wszystko, zamknijmy kościoły" - mówił.

Nie diabolizujmy aż tak bardzo. Restauracje działają? Działają. Bary działają? Działają - powiedział.

Marcin Zaborski, RMF FM: Co musiałoby się stać, żeby polscy biskupi zdecydowali się na odwołanie niedzielnych mszy w kościołach.

Ks. Józef Kloch: Zanim o tym powiem, to chcę złożyć wyrazy współczucia rodzinie kobiety, która zmarła na koronawirusa, tym bardziej, że jej mąż i córka również są w szpitalu. Czy to jest do końca zasadne i logiczne, trzeba byłoby się zastanowić.

To zastanawiajmy się księże profesorze, bo rząd ogłasza stan zagrożenia epidemicznego, Główny Inspektor Sanitarny rekomenduje, żeby modlić się w domu i żeby przebywać w jak najmniejszych ludzkich zgromadzeniach. Kościół nie widzi powodu, żeby odwołać msze.

Jednak są pewne zalecenia typu, żeby zwiększyć liczbę mszy, żeby dbać o to, żeby nie było...

Zwiększyć liczbę mszy, to nie jest odwołanie mszy, księże profesorze.

Zgoda, ale zmniejszenie liczby wiernych poniżej tysiąca. Do czego zmierzam: zdrowi niech przychodzą, chorzy niech zostaną w domu, starsi również. Absolutnie co to tego jestem przekonany.

Doradzałby ksiądz księdzu prymasowi albo przewodniczącemu Episkopatu, żeby wygłosił telewizyjne orędzie, w którym właśnie to powie - wprost, jasno i wyraźnie - niech starsi do kościoła nie przychodzą?

 W zasadzie takie zalecenia są w ostatnim komunikacie, który właśnie dzisiaj się ukazał. Zatem tak to rozumiem.

W tym komunikacie są zalecenia, żeby biskupi udzielali dyspensy, jeśli ktoś nie chce przyjść. Nie ma nawoływania "nie przychodźcie do kościoła".

Zgoda, ale to jest mniej więcej równoważne, proszę ze spokojem pozostać w domu.

Arcybiskup Wojciech Polak mówił w naszym studiu 29 lutego tak: "Gdyby pojawiło się zagrożenie koronawirusem, to księża biskupi na pewno będą rozważać bardzo konkretne środki. Podobne być może do tych, które były podejmowane na północy Włoch". To jeszcze nie jest ten moment?

Tak się wydaje. Niemniej jednak myślę, że kierowanie się zarówno rozumem, jak i wiarą jest tu pewnym wyznacznikiem.

Włoski Kościół zdecydował się na odwołanie mszy. Zawiesił ceremonie religijne, w tym także pogrzebowe. A decyzje tłumaczy chęcią udzielenia wsparcia dla ochrony zdrowia publicznego. W komunikacie diecezji rzymskiej możemy przeczytać na przykład: "Kościół przyjmuje postawę pełnej odpowiedzialności wobec społeczności, mając świadomość, że ochrona przed zakażeniem wymaga nawet drastycznych środków, szczególnie w kontaktach międzyludzkich".

Zgoda, sytuacja różni się między Polską a Włochami. Ja nie wykluczam absolutnie, że będą kolejne kroki, jeżeli chodzi o obostrzenia. To bardzo dobrze określił proboszcz parafii św. Andrzeja Boboli w Warszawie. On napisał w takim komunikacie, to właśnie ciekawe, kryzysowym - dosłownie tak to jest nazwane - że z bólem przyjmujemy te obostrzenia pewne, ale przyjmujemy je tak samo właśnie dla dobra ludzi, dla dobra wiernych. I szereg tam punktów jest takich, które skłaniają, np. odwołane są wszystkie spotkania w parafii.

Można powiedzieć, że nie mamy tak tragicznej sytuacji jak Włosi, tu pełna zgoda. Ale rząd wiedział o tym, że nie jest u nas tak źle, jak we Włoszech, kiedy zamykał szkoły, przedszkola i żłobki, czy zakazywał imprez masowych. Premier, minister zdrowia tłumaczą "bądźmy mądrzy przed szkodą, a nie po szkodzie".

I między innymi ta uwaga odnośnie do dyspensy, a więc zwolnienia z obowiązku uczestniczenia we mszy świętej idą w parze.

Skoro dzieci nie idą do szkół, minister zdrowia zaleca nam, żebyśmy pracowali raczej z domu i żebyśmy z domów nie wychodzili, to czy te niedzielne msze nie idą w poprzek społecznej kwarantannie?

Ja od wielu lat mieszkam w Warszawie. Na pewno nie jest potrzebne zalecenie, żeby było więcej mszy świętych. Na mszach świętych, na których ja jestem w mojej parafii bodaj połowa miejsc, a czasem i więcej jest w ogóle próżna. Nie są to wielkie skupiska ludzi.

Czyli w księdza parafii nie będzie więcej mszy w niedziele?

Nie sądzę, jestem przekonany absolutnie, że nie będzie. Mało tego - pamiętajmy też, że ten koronawirus jednak się przenosi drogą kropelkową, czyli nie z powodu tego, że ja pana redaktora widzę, tylko musiałbym być blisko i musiałby być między nami kontakt, a  stąd właśnie zakaz wręcz przekazywania...

Momencik. Mamy zalecenie, żebyśmy się trzymali na metr od siebie z daleka. Ale jeśli metr... ten kto był w kościele, widział jak wygląda kontakt wiernych w kościele. Czasem siedzimy ramię w ramię, czy wierni siedzą obok siebie ramię w ramię, i to jest pytanie, czy rzeczywiście można czuć się bezpiecznie w takiej sytuacji?

Panie redaktorze, jednak trochę powinniśmy też i jakiegoś zdrowego rozsądku tutaj wykazywać. Przede wszystkim, jeśli ktoś kaszle, jest chory, niech nie przychodzi do kościoła i to jest wyraźnie zalecone. 

Jasne, tylko ksiądz jako człowiek pojawiający się regularnie w kościele kaszel w kościele słyszy na każdej mszy świętej. Nie jest tak, że ludzie którzy kaszlą, nie przychodzą do kościoła.

I mam nadzieję, że na następnych mszach nie będę słyszał tego kaszlu. Rozumiem restrykcje, rozumiem potrzebę daleko idących regulacji. Naprawdę rozumiem.

Prof. Mirosław Wielgoś, rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego pisze tak: \"z całą pewnością nie chcę obrażać niczyich uczuć religijnych, ale uważam, że w obecnej sytuacji należy zamknąć kościoły i ograniczyć do nich dostęp wiernych. Modlić można się wszędzie i na różne sposoby, nie tylko osobiście uczestnicząc w mszy".

Ale msza jest ważna. I jednak to nie jest takie ot sobie - to zamknijmy wszystko, zamknijmy kościoły. Powtarzam: dla tych osób, które są chore, na pewno powinny to same zrozumieć, że mają pozostać w domu. Nie diabolizujmy aż tak bardzo. Przepraszam - restauracje działają? Działają.

Ten argument "nie diabolizujmy" jest ważny, bo kiedy czytam internetowe komentarze w tej dyskusji - a ona się toczy - komentarze tych, którzy bronią decyzji Kościoła i krytykują tych, którzy chcą odwołania niedzielnych mszy są takie: "to jest diabelska walka z Kościołem". 

Nie, nie. To odpada.

Proszę pozwolić. "Walka z ludźmi wierzącymi". "Szatan zbiera plony". "Antypolska banda wtrąca się - żeby powiedzieć delikatnie - tam gdzie nie powinna. To jest istotny fałsz".

Czytałem te komentarze i darujmy sobie komentowanie w ogóle ich. Chodzi o zdrowie i osób które przychodzą do kościoła, i myślę, jestem przekonany, że wykażą one wiele odpowiedzialności.

Za tydzień ma ksiądz imieniny, bo Józefa niedługo.

Tak.

Ksiądz już odwołał swoje imieniny?

Tak. 

Nie będzie uroczystości?

Nie będzie żadnych uroczystości. Moja siostra miała do mnie przyjechać z Tarnowa. Poprosiłem ją, żeby nie przyjeżdżała. Nie będzie imienin takich, jak bywały.