"Polaków martwią dziś trzy rzeczy: wojna w Ukrainie, wciąż czający się Covid i rosnąca inflacja" – mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Marcin Duma, socjolog i prezes pracowni sondażowej IBRiS. "Wojna w Ukrainie i zagrożenie, które płynie ze Wschodu, to nie jest kwestia tylko okresu od 24 lutego do dzisiaj, tylko to napięcie, które my odczuwamy w związku z presją ze strony Rosji, jest wcześniejsze i zaczęło się tak naprawdę latem zeszłego roku. Ta sytuacja, którą mieliśmy na Białorusi, w jakiś sposób była odczytywana jako presja na nas ze Wschodu" – podkreślał.

"Drugie zagrożenie - wciąż czai się Covid. On zniknął z dnia na dzień, ale jeżeli pytamy Polaków (w sondażach - przyp. red.), czy oni obawiają się tego, że Covid wróci jesienią i że obostrzenia znowu nas będą dociskać, to wynika, że obawiamy się obostrzeń, które tak naprawdę były największą dolegliwością, którą odczuwaliśmy w związku z Covidem. Bo on nam zabrał nasz styl życia" - dodawał.

Trzecią rzeczą, której obawiają się Polacy - jak mówił Marcin Duma - to sytuacja gospodarcza, ale to w dużej mierze sprowadza się do inflacji. "Ta inflacja już nas boli. Nie boli nas w taki sposób, w jaki moglibyśmy sobie to wyobrażać. Bo trzeba pamiętać, że my dzisiaj bardziej obawiamy się przyszłych skutków inflacji, a niekoniecznie ona nas boli w tej chwili. Oczywiście, że teraz zaczął się ten moment, w którym nasza siła nabywcza spada, natomiast porównując wzrost cen do np. wzrostu wynagrodzeń, to dotychczas wynagrodzenia - mówię oczywiście o średnich - nadganiały" - podkreślał.

"Ludzie obawiają się tej inflacji tak naprawdę od pewnego czasu. Musimy się cofnąć do Covida. Jednym z najpoważniejszych lęków, kiedy pytaliśmy Polaków o całą sytuację, nie było samo zachorowanie, albo że umrze ktoś z ich najbliższych, tylko gospodarcze konsekwencje Covida. Polacy projektowali sobie, że ten Covid musi się skończyć gospodarczo źle i dzisiaj dostali potwierdzenie tego w postaci rosnących cen" - dodawał.

Marek Tejchman pytał swojego gościa także o możliwość rozpisania wcześniejszych wyborów.

"Tutaj są dwa sposoby analizowania, które możemy zastosować. Z jednej strony mamy analizę - poparcie, słupki sondażowe, wzrosną, spadną. Z drugiej strony - mamy analizę politologiczną. Jeśli chodzi o słupki - dzisiaj poparcie dla PiS-u wzrosło. Stało się to na gruncie inwazji rosyjskiej na Ukrainę, pewnej postawy polskiego rządu, która generalnie jest aprobowana przez polskie społeczeństwo. Tyle tylko, że to poparcie, które PiS uzyskuje, jest niewystarczające do tego, żeby po raz kolejny rządziło samodzielnie. Co do części politologicznej - czy PiS-owi opłaca się dziś ryzykować wcześniejsze wybory, z nie do końca znanym wynikiem, bo zakładamy, że oni w tych swoich analizach wyborczych zakładają, że jest jakaś szansa na zwycięstwo. Ale mówimy o szansie, a nie o pewności. I teraz czy oddać władzę na rok czy półtora wcześniej, czyli zrezygnować z tych wszystkich rzeczy, które ze sprawowaniem władzy się wiążą i w zasadzie iść na pewną porażkę, czy też nie lepiej zaczekać chwilę?" - mówił.

Jak dodawał w tym kontekście, nie jesteśmy dzisiaj w stanie przewidzieć, co się wydarzy za miesiąc, za dwa miesiące, co będzie jesienią.

"Zbigniew Ziobro ma fatalny wizerunek wśród wyborców PiS-u"

"Zbigniew Ziobro ma fatalny wizerunek wśród wyborców PiS-u" - mówił Marcin Duma w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM. "Oni uważają go za tego gościa, który jest jednym z głównych wichrzycieli, którzy doprowadzili do tego, że PiS tracił poparcie" - dodał szef IBRiS-u. Czy zatem lider Solidarnej Polski znajdzie się na listach wyborczych partii Jarosława Kaczyńskiego? "W interesie PiS-u jest to, żeby się nie znalazł" - odpowiedział Duma.

Zdaniem socjologa, los Pawła Kukiza uzależniony jest od tego, jak w wyborach wystartuje opozycja. "Jeżeli będzie jeden wspólny blok opozycyjny, to PiS może iść samodzielnie i nie przejmować się niczym dookoła. To będzie wielkie manichejskie starcie dóbr ze złem, w zależności, kto jak będzie je sobie definiował i każda mniejsza partia zostanie starta, kiedy te dwa bloki uderzą o siebie. Może poza Konfederacją, która ma trochę tego lojalnego elektoratu" - podkreślił.

Przeczytaj rozmowę:

Marek Tejchman: Witam serdecznie. Moim gościem jest Marcin Duma, prezes i założyciel IBRiS, socjolog badający opinię publiczną. Dzień dobry, witam serdecznie.

Marcin Duma: Dzień dobry, witam w piątkowe popołudnie.

PiS postraszył koalicjantów swoich, osiągnął to, co chciał, wybrał prezesa Narodowego Banku Polskiego, postraszył wizją wcześniejszych wyborów, bardzo wyraźnie to komunikując na różne strony, ale może ta wizja ma sens? Może PiS-owi opłaca się zrobić teraz wybory, zanim nastroje się pogorszą i w przyszłym roku będzie ciężko, bo i inflacja i zmęczenie wojną i końca problemów nie będzie widać.

Tu mamy jakby dwie analizy, które możemy zastosować, czy dwa sposoby analizowania, które możemy zastosować. Z jednej strony mamy analizę - poparcie, słupki sondażowe, wzrosną, spadną. Z drugiej strony - mamy analizę politologiczną. To zacznijmy od tej prostszej, czyli od słupków. Dzisiaj poparcie dla PiS-u wzrosło. Stało się to oczywiście na bazie czy na gruncie inwazji rosyjskiej na Ukrainę, wojny, która się tam toczy, pewnej postawy polskiego rządu, która generalnie jest aprobowana przez polskie społeczeństwo. Wydaje się być, że jest OK. Tyle tylko, że to poparcie, które PiS uzyskuje, jest niewystarczające do tego, żeby po raz kolejny rządziło samodzielnie. Inaczej rzecz biorąc - tych procentów jest za mało, żeby przełożyły się na ponad 230 mandatów w Sejmie. I teraz przechodzimy do tej części politologicznej - czy PiS-owi opłaca się dziś ryzykować wcześniejsze wybory, z nie do końca znanym wynikiem, bo zakładamy, że oni w tych swoich analizach wyborczych zakładają, że jest jakaś szansa na zwycięstwo. Ale mówimy o szansie, a nie o pewności. I teraz - czy oddać władzę na rok czy półtora wcześniej, czyli zrezygnować z tych wszystkich rzeczy, które ze sprawowaniem władzy się wiążą i w zasadzie iść na pewną porażkę, czy też nie lepiej zaczekać chwilę?

No to z tego punktu widzenia nie ma sensu, ale wracając do słupków, od których pan zaczął - czy te słupki nie będą PiS-owi spadać? Czy oni są skazani na spadki?

Tego nie wiemy, nie jesteśmy dzisiaj w stanie przewidzieć, co się wydarzy za miesiąc, za dwa miesiące, co będzie jesienią.

A co Polaków martwi?

Tych obszarów lęku jest kilka. Możemy sobie wyróżnić 3 najważniejsze - na pewno jest to wojna na Ukrainie i zagrożenie, które płynie ze Wschodu. I to nie jest kwestia tylko i wyłącznie okresu od 24 lutego do dzisiaj, tylko to napięcie, które my odczuwamy w związku z presją ze strony Rosji, jest wcześniejsze i zaczęło się tak naprawdę latem zeszłego roku. Ta sytuacja, którą mieliśmy na Białorusi, w jakiś sposób była odczytywana jako presja na nas ze Wschodu.

Zagrożenie pierwsze - wojna. Zagrożenie drugie?

Zagrożenie drugie - wciąż czai się Covid.

Nie zniknął? Przecież już nie ma Covidu.

Oczywiście, że nie ma Covidu. On zniknął z dnia na dzień, ale jeżeli pytamy Polaków, czy oni obawiają się o to, że ten Covid wróci jesienią i że obostrzenia znowu będą nas dociskać...

Ale Polacy się obawiają obostrzeń, czy Covidu?

Nie, Covidu się w ogóle nie boimy. Obawiamy się obostrzeń, które tak naprawdę były największą dolegliwością, którą odczuwaliśmy w związku z Covidem. Bo on nam zabrał nasz styl życia.

A trzecia rzecz?

A trzecia rzecz to jest coś, co byśmy nazwali sytuacją gospodarczą, ale w dużej mierze sprowadza się do inflacji.

No i nic nie zapowiada, żeby ta inflacja miała spadać, oprócz słów prezesa Glapińskiego, ale nie wiem, czy to jest wystarczająca dla Polaków gwarancja, żeby inflacja miała spadać. W przyszłym roku może być bardzo ciężko i z tego punktu widzenia wybory może się opłacają teraz, zanim inflacja nam dopiecze?

Ta inflacja już nas boli. Nie boli nas w taki sposób, w jaki moglibyśmy sobie to wyobrażać. Bo trzeba pamiętać, że my dzisiaj bardziej obawiamy się przyszłych skutków inflacji, a niekoniecznie ona nas boli w tej chwili. Oczywiście, że teraz zaczął się ten moment, taki w którym rzeczywiście nasza siła nabywcza spada, natomiast porównując wzrost cen do np. wzrostu wynagrodzeń, to dotychczas wynagrodzenia - mówię oczywiście o średnich - nadganiały.

Ale zaraz, czy to znaczy, że media np. za dużo mówią o inflacji i za bardzo tym wszystkim się ekscytujemy i ludzie w związku z tym obawiają się inflacji, nawet jeżeli jej nie czują?

Ludzie obawiają się tej inflacji od pewnego czasu, to znaczy musimy się cofnąć do Covidu, którego już nie ma, ale którego skutki widzimy do dzisiaj. Jednym z najpoważniejszych lęków, kiedy pytaliśmy Polaków o tę całą sytuację, nie było samo zachorowanie albo to, że umrze im ktoś najbliższy, tylko gospodarcze konsekwencje Covidu. Polacy projektowali sobie, że ten Covid musi się skończyć gospodarczo źle i dzisiaj dostali potwierdzenie tego w postaci rosnących cen.

No dobrze, ale wracając do polityki, wymieniliśmy te lęki. No ale poparcie PiS, mimo tych wszystkich lęków, jak pan powiedział, wzrasta. Od razu zrobiłem freudowską pomyłkę, bo powiedziałem "poparcie dla PiS-u", a to jest teoretycznie ciągle Zjednoczona Prawica. Czy PiS-owi opłaca się iść w sojuszu z Solidarną Polską, która taka niesforna była ostatnio?

Zbigniew Ziobro waży naprawdę niewiele dzisiaj na rynku politycznym. To jest poparcie w granicach jednego procenta albo mniej. I to, czy on będzie częścią Zjednoczonej Prawicy, czy nie będzie, z punktu widzenia wyborczego wyniku PiS-u niewiele zmienia.

A jeżeli on połączy się z Konfederatami? Czy jest przestrzeń do tego, żeby wzmacniała się polska prawica "prawicowa"?

Ja w ogóle nie rozumiałbym koncepcji połączenia się Solidarnej Polski z Konfederatami.

To byłaby taka koncepcja, że Zbigniew Ziobro dostałby się do Sejmu.

Ale ja nie widzę sensu takiego działania ani pewnego zysku, który Konfederacja miałaby z tego uzyskać. Wyborca Konfederacji jest wyborcą wolnościowym. To znaczy, że Zbigniew Ziobro nie ma mu nic do zaproponowania.

A nie jest nacjonalistycznym wyborcą?

Nie. To jest wyborca wolnościowy. On akceptuje i dopuszcza ten czynnik narodowy, który Konfederacja ma. Natomiast tak naprawdę siłą napędową poparcia dla Konfederacji zawsze była idea wolnościowa. Na tym została zbudowana siła Konfederacji w trakcie Covidu - nie na nacjonalizmie, tylko na tym, że wolność nam zabierają.

Czy to znaczy, że my nie mamy w Polsce prawicy takiej ksenofobicznej, populistycznej?

Mamy, tylko to jest tak, że ta struktura, jaką jest Konfederacja, w tej części Ruchu Narodowego w ogóle nie przystaje do elektoratu, który na niego głosuje.

No to może jest potrzeba, żeby się pojawił ktoś, kto to zagospodaruje? Takie polskie AfD czy Bracia Włosi?

Ruch Narodowy, kiedy startował samodzielnie, oscylował w granicach jednego punktu procentowego. Myślę, że jeśli dzisiaj startowałby samodzielnie, również miałby duże szanse na powtórzenie tego wyniku.