​Pogoń Szczecin po meczu, w którym dominowała od pierwszej do ostatniej minuty, pokonała Śląsk Wrocław 2:1. Portowcy za tydzień u siebie zagrają z Lechią Gdańsk o pozycję wicelidera.

Na przedmeczowej konferencji prasowej trener Pogoni Kosta Runjaic przestrzegał, że Śląsk najwięcej bramek strzela w pierwszych kwadransach meczów. A że najlepszą obroną jest atak, to taktycznie swój zespół ustawił tak, aby nie pozwolić rywalowi na zdobycie bramki. Przez pierwszy kwadrans więc gospodarze całkowicie zamknęli rywali i nie dali im wejść na własną połowę. W zamian tego sami mieli kilka okazji do zdobycia prowadzenia.

Pierwszą - doskonałą - już w 4. min zmarnował Sebastian Kowalczyk, który miał przed sobą pustą bramkę, ale się pogubił. Potem jeszcze próby strzałów Rafała Kurzawy, Jeana Carlosa i Kowalczyka były blokowane i goście przetrwali oblężenie. Za to sami byli autorami akcji, która mogła przynieść prowadzenie. W 22 min zapanował chaos w polu karnym Pogoni, który zakończył się uderzeniem Petra Schwarza z 15 m. Gospodarzy przed stratą gola uratowała poprzeczka.

W odpowiedzi Kacper Kozłowski w swoim stylu wymanewrował w polu karnym kilku obrońców. Strzelił, Matus Putnocky odbił piłkę przed siebie, a Luke Zahovica przed dobitką uprzedził jeden z obrońców Śląska. Potem jeszcze dwa razy bramkarz gości dwukrotnie łapał strzały Kurzawy z dystansu, a że goście nie mieli kolejnych okazji, to pierwsza część zakończyła się bezbramkowo.

Po wznowieniu gry sytuacja się nie zmieniła. Nadal gospodarze wyraźnie dominowali. W 48. min Zahovic był w dogodnej sytuacji po podaniu Kowalczyka, ale minimalnie chybił. Pięć minut później filigranowy napastnik gospodarzy już się nie pomylił i prostopadłe dogranie Kurzawy zamienił na prowadzenie. Tyle że trwało ono kilkadziesiąt sekund, bo zaraz po wznowieniu gry piłka trafiła na lewe skrzydło do Dina Stigleca, ten zacentrował w pole karne i Rafał Makowski głową wyrównał.

Tylko na chwilę gol dla gości wyprowadził z koncepcji gry Portowców. Po kilku minutach ponownie odzyskali zdecydowaną przewagę. W 71. min trener Runjaic zdjął z boiska Zahovica. Wydawało się to błędem, bo Słoweniec był jednym z najlepszych na boisku. Za niego na szpicę ataku wszedł Michał Kucharczyk. Do tego na boisku pojawił się Kamil Grosicki i właśnie obaj zmiennicy wypracowali gola na 2:1. "Grosik" z lewej strony pola karnego technicznie dośrodkował, a "Kuchemu" pozostało dostawić głowę, by zdobyć zwycięską bramkę.