Przed laty z powodzeniem rywalizował na torach wioślarskich na całym świecie. Ma w dorobku dwa złote medale Igrzysk Olimpijskich. Teraz wykorzystuje swoje doświadczenie w pracy trenerskiej. Robert Sycz – znakomity wioślarz – w rozmowie z Patrykiem Serwańskim opowiedział o swojej popularności i trudnościach związanych z pracą trenera.

Patryk Serwański, RMF FM: Po tych licznych sukcesach sportowych pańskie nazwisko, twarz nadal budzą emocje w kibicach? Zdarza się, że ktoś się uśmiechnie, przywita, będzie chciał powspominać?

Robert Sycz: Szczerze -  zależy, w jakim mieście. Ja funkcjonuję w dwóch miastach - w Warszawie, z której pochodzę oraz w Bydgoszczy, z którą jestem związany poprzez klub. To dla bydgoskiego klubu zdobywałem medale i moja popularność w Bydgoszczy jest dużo większa. Tam bardzo często jeszcze ludzie mniej rozpoznają, zaczepiają. W Warszawie jestem bardziej anonimowy i to mi bardzo odpowiada. Bywają takie sytuacje, w których ludzie są bardzo mili, ale bywają namolni. A ja bardzo cenię sobie swoją prywatność i spokój.

Dziś swoją wiedzę i doświadczenie wykorzystuje pan i przekazuje to wszystko młodym sportowcom.

Ludzie różnie reagują. Niektórzy po karierze zawodniczej mają już dość sportu i wybierają zupełnie inny kierunek. Odcinają się od tego, co było. Ja chcę ciągle żyć sportem. Sprawia mi przyjemność bycie przy wioślarstwie, praca z reprezentacją. Spełniam się w tej roli. Wiosłowałem przez 20 lat i chcę to przekazać młodzieży, z którą aktualnie pracuje. Mam nadzieję, że to przełoży się na sukcesy.

Widzi pan w tej grupie chęci, pracowitość - te cechy niezbędne dla zawodowego sportowca? Dziś młodzi bywają roszczeniowi. Chcę mieć sukces na "już".

Trudno pracuje się z młodzieżą w klubach. To są duże grupy, a w nich są osoby, które nie wiedzą, czego do końca chcą. W reprezentacji są osoby, które wiedzą, po co przyjeżdżają na zgrupowania. Tu nie trzeba motywować, namawiać, prosić. To ludzie, którzy chcą trenować, startować i osiągać sukcesy.

Czy mamy osady, które mogą pozytywnie zaskoczyć już na Igrzyskach w Tokio?

Mam taką nadzieję, że w grupie, z którą teraz pracuje będzie co najmniej jeden medal. Niedawno mieliśmy Mistrzostwa Europy. Tam czwórka podwójna i dwójka podwójna zdobyły srebrne medale. Ci zawodnicy mogą się ciągle rozwijać. Do Igrzysk jeszcze dużo czasu, ale w tym roku są jeszcze Mistrzostwa Świata.

Czy dziś łatwo zachęcić rodziców, by ich dzieci uprawiały właśnie wioślarstwo? Ogromna jest popularność piłki nożnej, siatkówki. Jak zarazić wioślarstwem młodzież?

Tutaj też zależy, w jakim mieście. Często zawodnicy, którzy nie osiągają sukcesów w tych popularnych dyscyplinach szukają czegoś innego i tak trafiają też do wioseł. Wtedy bardzo szybko łapią bakcyla, bo to fantastyczna dyscyplina sportu. Zapewnia kontakt z naturą. Wioślarstwo jest trudne. Wymaga dużo treningów, ale to przekłada się na dorosłe życie na łatwość radzenia sobie ze stresującymi sytuacjami.

A co przyciągnęło do wioślarstwa pana?

Ja do wioślarstwa trafiłem przypadkowo. Mam zapisała mnie do klasy sportowej w szkole podstawowej. Nie wiedziałem nawet, że to będzie profil wioślarski. Szalę przeważyły sukcesy. Ja nawet nie zdawałem sobie sprawy, że dobrze mi to wychodzi, ale trenerzy wypatrzyli talent. Wytłumaczyli mi, że to, co robię, ma sens. Ja natomiast uwierzyłem w to, gdy zacząłem pływać na międzynarodowych zawodach i zdobywałem medale. Początkowo to była wspaniała przygoda, która zamieniła się w profesjonalny sport. Trwam w tym do dziś.

(mn)