"Poprzedni rok był dla mnie fajny, ale napięty. Długo trwały negocjacje związane z moim powrotem do F1. Nie startuję w wyścigach, ale cieszę z mojej obecnej roli w zespole Williamsa" - mówi w rozmowie z RMF FM Robert Kubica. Rezerwowy kierowca Williamsa przyznaje, że powrót do świata F1 dał mu spokój i spełnienie "Teraz spokojnie sypiam, a to bardzo ważne. Zrozumiałem, jak brakowało mi obecności w paddoku" - podsumowuje ostatnie miesiące Kubica.

Patryk Serwański (RMF FM): Te ostatnie miesiące na pewno były dla pana ciężkie. Dużo spekulacji, niepewnych informacji dotyczących pana przyszłości. Jakie emocje towarzyszyły temu całemu procesowi?

Robert Kubica: Emocje były zróżnicowane, nie ukrywam. Cały poprzedni rok był dosyć napięty. Był bardzo fajnym rokiem, ale był napięty. Sytuacja nabrała rozpędu po testach bolidu Renault w Walencji. Nikt nie spodziewał się, że rezultaty będą tak dobre. Narodziły się pewne plany związane z Renault, ale upadły. Rozpoczął się nowy etap, nowy scenariusz z Williamsem. Przechodziłem przez różne testy, badania, jeździłem bolidem. Później przyszedł czas negocjacji, rozmów na temat moich startów w tym sezonie. Niestety, do startów nie doszło, ale doszło do współpracy w nowej-starej roli. Podobnie było, gdy debiutowałem w 2006 roku. Wtedy też byłem kierowcą testowym. Teraz także rozwojowym. Dawniej było dużo więcej testów. Teraz mamy ograniczenia, ale dużą rolę odgrywa praca w symulatorze. Pracujemy nie tylko na torze, ale i w fabryce, w symulatorze, zamknięci w ciemnym pomieszczeniu, przejeżdżając mnóstwo okrążeń. Chodzi o poprawienie bolidu, ale i samego symulatora.

Ta współpraca z Williamsem oznacza też ścisły kontakt z wyścigowymi kierowcami zespołu: Lance'emm Strollem i Siergiejem Sirotkinem. Czy któryś z nich bardziej korzysta z pańskich rad?

Moją rolą jest bycie pomiędzy kierowcami a zespołem i grupą inżynierską. Staram się pomagać i jednym, i drugim, co czasami nie jest łatwe. Czasami mówimy o tym samym, ale obie strony odbierają to inaczej. Język, którym mówi kierowca, nie zawsze jest zrozumiały przez inżynierów. To wydaje się dziwne, ale tak jest. Odczucia kierowcy czasami ciężko wytłumaczyć. Ja nie jestem żadnym nauczycielem, chociaż tak naprawdę służę pomocą. Ostatnio dużo więcej czasu spędziłem nad pracą z Lance'em, co nie jest związane z tym, że Siergiej zabrał mi miejsce i z nim nie współpracuję. Tak nie jest. Lance ma za sobą jeden sezon w F1 i tak naprawdę wie, jakie są trudności. Siergiej to debiutant i już w Australii nie miał łatwego weekendu. Formuła 1 to jest bardzo trudny sport. To nie tak, że wsiadasz do bolidu i robisz jak najlepszy czas. Jest wiele czynników, które mają ogromny wpływ na końcowy rezultat. Dopiero jak trochę pojeździsz w F1 zaczynasz to rozumieć. Siergiej to dobry kierowca, ma talent i uważam, że da sobie z tym radę. Ja jestem po to, żeby służyć pomocą jeśli jest mile widziana.

Na ile obecność w paddoku, branie aktywnego udziału w pracach zespołu i całym cyklu Grand Prix może przybliżyć pana do powrotu do roli kierowcy wyścigowego w Williamsie czy innym zespole?

Na pewno moja rola ma wiele plusów. Wiem, że zostało to odebrane negatywnie, ale ja widzę pozytywy. Śpię spokojnie, co jest dużym plusem, realizuję swoją pasję. Teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo brakowało mi bycia w F1, w paddoku. Ta świadomość, że wróciłem, mnie uspokoiła. Jestem kierowcą rezerwowym i jeśli coś się - odpukać - wydarzy, to ja wsiadam za kierownicę. To napędza mnie do codziennej pracy nad formą fizyczną. Wiem, że pod tym względem jest gotowy i świadomość tego daje mi po raz kolejny powód do bycia spokojnym. Bycie w paddoku to priorytetem. Czy będę miał możliwość startów w przyszłości, czy nie, zależy nie tylko do tego. Pozycja, którą mam w zespole jest na pewno dużym plusem.

Życie na walizkach nie męczy?

Męczy, ale to jest styl życia, którego mi brakowało.

(ph)